2025-06-18

Świątek Marcelina - Princesa. Przypomnij mi dni, które straciliśmy


Tytuł oryginalny: -
Seria: Princesa (2)
Książka na LC
Ach, wspomnienia... Niecały rok temu miałam okazję zapoznać się z pierwszym tomem Princesy, zwanej pieszczotliwie princzipessą. Warunki pogodowe lektury były względnie podobne - tylko największa różnica taka, iż miała ona miejsce w zaciszu domostwa, a nie hen, daleko, nad polskim morzem... Ale wracam do tematu, bo zdecydowanie się rozmarzyłam i już od niego odbiegam.

   Tak że tak, w ramach BZK w łapki me trafił nieszczęsny tom drugi. Książeczka tak cienka (mniej niż 200 stron), że można by się zastanowić, czy na pewno to kwalifikuje się do zaetykietowania jako pełnoprawna książka (powieść) czy może jednak należałoby to określić jedynie mianem opowiadania. Opowiadania jakości... wybitnie nijakiej, wręcz złej, druga gwiazdka na LC przyznana wyłącznie z uwagi na brak opisów keksów, po których zapoznaniu się z nimi następuje sprint do łazienki po opakowanie Domestosu. Nawet dwa, bo drugim się poprawia pierwszą kąpiel. Co bynajmniej nie oznacza, że ten tom jest lepszy od swego poprzednika, bo po prostu nie jest.

   Co ponownie każe się zastanowić nad tym, kto w ogóle wpadł na tak wspaniały pomysł, żeby wydać coś pióra osoby wybitnie nieletniej i do tego nie usiąść z nią i nie doprowadzić całości do stanu używalnego. Bo ona, owszem, wiedza o świecie i życiu znikoma, ale skoro już wydawnictwo się za to bierze, to jednak wypadałoby się zatroszczyć o jakość tego dzieła, nie? Ale po co, w końcu to Niezwykłe, korekta z redakcją w chmurach lata, co bardzo boleśnie widać na każdym kroku, nie mówiąc już o gloryfikacji czynności, które tak naprawdę powinny być zjawiskiem piętnowanym. No ale, czego się innego spodziewać, mając w pamięci poprzednią część i zestawiając to z konkretnym wydawnictwem...

   Zasada co powstało na wattpadzie, powinno zostać na wattpadzie nadal doskonale się sprawdza i póki co nie uświadczyłam tu uzasadnionego wyjątku. Tylko drzew szkoda...

2025-05-29

Kingfisher T. - Zagłada puka do drzwi


Tytuł oryginalny: A Sorceress Comes to Call
Seria: -
Książka na LC
Są bajki i bajki... O ile Koreański koncert uczuć jest naiwną bajeczką bez większego polotu, umiejscowioną w prawdziwym świecie, tak Zagłada... Cóż, wystarczył mi jeden rzut okiem na opis książki i nazwisko autora, żeby po prostu wiedzieć.

   Wszak już wcześniej Kingfisher wzięła na tapet baśnie i przekuła je w Pokrzywę i kość - ale w tym przypadku trudno mówić o konkretnej opowieści; ot, są pewne znane elementy, splatające się w jedno. Tutaj jednak pisarka wrzuciła na warsztat konkretną - myślę, że również i dość znaną - baśń braci Grimm, Gęsiareczkę. Oczywiście przy tej okazji odkopałam również i samą baśń (mam nadzieję, że posiadana wersja rzeczywiście jest bardzo bliska oryginału - nie ma to jak stare wydanie, niestety chociażby po Śpiącej królewnie widzę, że pewna cenzura i tak się wkradła), żeby odświeżyć pamięć i ocenić, jak bardzo Zagłada opiera się na pierwowzorze.

   Cóż mogę rzec...? Duch baśni w pewnej części zdecydowanie został zachowany, a poza tym - nie będzie novum (przynajmniej dla tych, co już się przyglądali tej pozycji) stwierdzenie, iż jednocześnie ta historia zyskała sporo mroku. Tak, nie obyło się bez solidnego zamieszania w kotle i sięgnięcia po całkowicie niesłodkie przyprawy... Zainteresowani? To zapraszam do dalszej lektury!

2025-05-23

Grabowska Katarzyna - Koreański koncert uczuć


Tytuł oryginalny: -
Seria: -
Książka na LC
Sięgając po kolejną książkę w ramach BZK już klasycznie spodziewałam się Sodomy i Gomory oraz obfitego podlewania mózgu i oczu domestosem. Co ja mówię, jakiego podlewania - prania wręcz, namaczania, wyżymania i ponownego namaczania. Eksterminacji szarych komórek również. Tymczasem zostałam całkiem miło zaskoczona...

   No dobra, miło to jednak ciut nadużycie, biorąc pod uwagę, że w tym dzieUku znajduje się więcej niż jedna bzdura, niemniej stwierdzam, że przy tej książce praktycznie odpoczęłam, o czym świadczy również nieoznacznikowanie z góry na dół na niemal każdej stronie (oczywiście zapraszam na sam koniec, jest porównanie), co zdecydowanie jest sygnałem, iż nie jest TAK źle. Tak że tutaj zdecydowanie mamy do czynienia z o wiele dojrzalszą pisarką (rocznik '72 poniekąd zobowiązuje), co przekłada się na całokształt. W swoim dorobku na ponad 30 pozycji (z czego kilka pod nazwiskiem Stachowiak - próbowała sił w fantastyce), do tego - wedle opisu - zainteresowana kulturą i tradycją Dalekiego Wschodu. No cóż... ale o tym za chwilę.

Tak, dokładnie tak - uwaga na bardzo nisko latające spojlery. Ale za to nie narazicie się na wypalenie oczu!

2025-05-04

Strawińska Katarzyna - Cassandra


Tytuł oryginalny: -
Seria: -
Książka na LC
Jak napisać o wspaniałym (jak patrzę jednym okiem w internety, to niestety ten wątek jest popularny, jeśli nawet nie rozchwytywany) age gapie, nie mówiąc, że pisze się o age gapie? Wydaje mi się, że znam odpowiedź, ale... po kolei!

Kochany pamiętniczku, po lekturze Little Stranger byłam pewna, że zostałam zahartowana, jeśli chodzi o bzdury klepane przez aućtorki i wydawane przez kogoś, kto najwyraźniej miał w dzieciństwie zbyt śliski kocyk. Niestety rzeczywistość brutalnie to zweryfikowała, udowadniając przy okazji, że poprzednia masowa zagłada szarych komórek nie była ostateczna, bo właśnie się przekonałam, że wspomniane komórki znalazły się w stanie agonalnym. Przed natychmiastową śmiercią uratowało je to, że to dzieUo po prostu odłożyłam i poszłam zająć się czym innym - ale może większą łaską byłoby nieodraczanie tego wyroku. Jak na razie trwam w postanowieniu, żeby skończyć Cassandrę, mimo że już na 13 stronie (co daje tak naprawdę 7 stronę właściwego tekstu) poczułam, że naprawdę mam dość...

   I w ten sposób docieramy do mojego kolejnego etapu wspaniałej przygody z Booktourem złych książek. Szczegół, że już praktycznie na starcie lektury jestem na skraju wytrzymałości (wedle wszelkiego prawdopodobieństwa moje pokłady cierpliwości dla odwrotnej inteligencji co niektórych znacznie zmalały), przez co najprawdopodobniej ten tekst będzie pisany na bieżąco, przynajmniej w jakiejś jego części. Bo naprawdę, już mi wszystko opadło, a nie można powiedzieć, że cała fabuła naprawdę się zaczęła...

   Klasycznie - trudno znaleźć jakiekolwiek informacje na temat autorki i nawet niespecjalnie się temu dziwię; bardziej mnie już dziwi, że pisarka ma odwagę pokazać twarz w zestawieniu z tym... czymś. I że to na LC ma ocenę 7,1/10 (choć to akurat nie powinno; żadna nowina, że takie guana zbierają dobre oceny) - w opinie już nie patrzyłam, nie mam na to nerwów. Wracając do autorki - Cassandra jest jej czwartą wydaną książką, czyli to już nie taka debiutantka... co bynajmniej nie przeszkadza(ło) w stworzeniu kolejnego koszmarka.

Porzućcie wszelką nadzieję ci, którzy tu wchodzicie.
Jeśli myślicie, że jest źle - nie, jest jeszcze gorzej, niż podejrzewacie.

Uwaga na nisko latające spojlery. Nie, nie są one ukryte.

Doradzana natychmiastowa ewakuacja przy jakimkolwiek kontakcie z tym dzieUem. Opcjonalnie użycie miotacza ognia.

Ostrzegałam.

2025-04-27

Kubasiewicz Magdalena - Mgły z Donlonu


Tytuł oryginalny: -
Seria: Cienie Avy Carey (2)
Książka na LC
Tak dawno i zarazem tak niedawno zaczytywałam się Cieniami z Donlonu, z miejsca praktycznie tracąc głowę na rzecz donlońskiej szkoły magii. I nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo tęskniłam do tego świata, dopóki nie dopadłam w swe ręce Mgieł. A rzuciłam się na nie niczym dzik na szyszki, niemalże odkrywając w sobie moc zabijania spojrzeniem, gdy tylko ktoś miał mi czelność przeszkodzić w lekturze...

   Tak, tak jak pisałam wcześniej, naprawdę nie można wchodzić pomiędzy mnie a twórczość Kubasiewicz. W przypadku tej pozycji ponownie się to sprawdziło - przy czym naprawdę nie było mowy o tym, żeby pójść spać, zanim przeczytam ostatnie słowa. I to nawet nie dlatego, że to jest książka Kubasiewicz - tylko mimo wszystko musiałam wiedzieć, co się dalej stanie. Tak, dokładnie tak, opisane wydarzenia wessały w Donlon bez reszty. I na końcu zostało tylko zdziwienie, że jak to, to już...?

   No tak to, to już. Ostatnia strona, ostatnie słowa i brutalny powrót do rzeczywistości, pozostającej wybitnie obojętnej na jęki ALE JA CHCĘĘĘĘĘĘ WIEDZIEEEEĆ CO DALEEEEJ. Choć tyle, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa ciąg dalszy powinien być - ale ile czasu minie, zanim znów przyjdzie wkroczyć w świat czarodziejów i wiedźm? Tak, podtrzymuję, co wcześniej napisałam - chrzanić Hogwart! Aczkolwiek tym razem nie wędrujemy korytarzami Avallen...

2025-04-23

Tojza Artur - Farreter


Tytuł oryginalny: -
Seria: Alicja w krainie zbrodni (1)
Książka na LC
Pierwsze skojarzenie, gdy tylko zapoznałam się ze wstępem Farreteru? Ponoć Hitchcock mawiał, iż film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć - i właśnie takie trzęsienie ziemi autor zafundował. Aż - przyznaję się bez bicia - czytnik po prostu odłożyłam, wciągnęłam nosem inną książkę i wróciłam do tej, nabrawszy odwagi, żeby stawić jej czoła. Co ciekawe, filmowe skojarzenie nie jest takie niebezpodstawne, o czym przyszło przekonać się bardzo szybko...

   Nieprzypadkowo mówię o nabieraniu odwagi - już w tym miejscu zaznaczam, że nie będzie to pozycja dla osób wrażliwszych. Dla tych, które krwawe sceny w telewizorni oglądają przez palce. Tak, są brutalne sceny, od których coś mi się w środku przekręcało, bo zostały napisane bardzo obrazowo...

   Ale, ale, wszystko po kolei... Farreter stanowi otwarcie ostatniej ze ścieżek (strachu) w Multiwersum, a co za tym idzie - za mną właśnie cały komplet otwarć. I niestety teraz trzeba czekać na kolejne tomy... Generalnie, gdybym nie wiedziała, co to za książka, to nawet pewnie bym się nie zorientowała, że to nie jest tylko zwykły kryminał, a za kulisami siedzi coś więcej. W każdym razie - dzieje się, oj, dzieje. I jest nad czym myśleć...

Recenzja możliwa dzięki uprzejmości autora.

2025-04-21

Guardians of DaFeng

Tytuł: Guardians of DaFeng
Chiny 2025
On: Wang He Di jako Yang Ling/Xu Qi An
I cała masa fajnych postaci drugoplanowych :)
Epizody: 40 odcinków po 45 min

   Yang Ling, młody agent obrotu nieruchomościami, którego marzeniem jest zostać policjantem, zostaje przeniesiony podczas dziwnej gry do cesarstwa Da Feng, gdzie okazuje się być Xu Qi Anem, niezbyt rozgarniętym bratankiem 5-cio osobowej rodziny, z którą mieszka…..

   Serial zbudowany na planie gry RPG, gdzie wcielasz się w postać narzuconą z góry przez siłę wyższą i starasz się przetrwać…..

   Rola Xu Qi Ana została chyba specjalnie napisana dla Dylana, jest w niej tak naturalny, że nie widać aktorstwa. Scenariusz niegłupi, za to pełny komediowych scen (odcinek w szpitalu, pomysł z centaurem... długo by wymieniać ), lekkich, naturalnych. Brzuch boli ze śmiechu. Fabuła z początku nie wydaje się skomplikowana, budowanie drużyny też przebiega w spokoju…

2025-04-13

Sarnecka Julita - I like you, Hype Boy


Tytuł oryginalny: -
Seria: Beyond the k-pop | TBT
Książka na LC
Pierwsze, co zobaczyłam, gdy spojrzałam na okładkę tej pozycji? Ano, nick, pseudonim czy jak to zwać, pod nazwiskiem autorki. She_knows_better. Moja pierwsza myśl? NO CHYBA NIE. Bo tak, dzięki Muchomorkowi i Kag coś-niecoś już o Hype Boyu wiem, a sytuacji nie poprawia też anglojęzyczny tytuł ani informacja, że jest to hit wattpada. Póki co - wattpadowe hity wszelkiej maści zasługują jedynie na przyjęcie roli podpałki bądź awaryjnej srajtaśmy. Póki co, bo nie wykluczam, że istnieją perełki, ale jak na razie po prostu nie przewinęły się przez moje ręce.

   Tu uczciwie zaznaczam, że o Korei wiem tyle, co widzę w dramach, a że głównie gustuję w sukienkach (kostiumowe i fantasy), to o ichniej rzeczywistości wiem niewiele. Prawie nic. A o wytwórniach to już całkiem nic, bo tematy muzyczne (i to nie w kontekście Korei, tylko o całokształcie mówię) interesują mnie mniej niż zeszłoroczny śnieg.

   Próba dowiedzenia się czegoś na temat autorki spełzła prawie na niczym; w sieci nie udało mi się wygrzebać niczego na jej temat (co jest dość mało spotykane - ale widocznie w przypadku aućtorek jest to częstsze zjawisko...), dopiero zerknięcie w podziękowania na końcu pozycji dało informację, że ma męża i dwie córki. W zestawieniu z faktem, iż Hype Boy jest siódmą pozycją w dorobku Sarneckiej? No, nie mamy do czynienia z nastolatką. Niestety treść tego dzieUka (a technicznie rzecz biorąc - ewidentnie nastoletniego fanficka o BTS) relatywnie często temu przeczy; co gorsza, miałam czasem flashbacki z Princesy Marceliny Świątek, co bynajmniej nie jest dobrym skojarzeniem. Wręcz przeciwnie...

   No cóż; zachciało mi się booktouru, to mam za swoje - przynajmniej jestem o pozycję bliżej końca niż wcześniej.

2025-04-11

The White Olive Tree


Tytuł: The White Olive Tree
Chiny 2025
On: Chen Zhe Yuan jako Li Zan
Ona: Liang Jie jako Song Ran
Epizody: 38 odcinków po ok. 45 min
   Gościnny występ u Ciotki zaczynam z przytupem.

   Recenzją chińskiej dramy z tego roku.

   Długo się zastanawiałam jak napisać dla Was ta reckę. Li Zan jest inżynierem od materiałów wybuchowych, Song Ran jest dziennikarką.

   Spotykają się w ogarniętym wojną kraju….

   Ot cała fabuła. Ale to nie o niej jest ta drama. To opowieść o tym jak wrażliwa jest ludzka dusza i jak łatwo ja złamać a trudno uleczyć. O tym, że rany na ciele choć paskudne, są do ogarnięcia ale nasza dusza jest odporna na szycie czy plastry.

   Ten serial jest o walce o powrocie do normalności, po tym jak doświadczymy niewyobrażalnej traumy, o tym, jak zmienia się nasze życie, gdy jesteśmy świadkami śmierci bliskich.

   O tym, że uśmiech na twarzy często skrywa krzyk w środku.

   Chen Zhen Yuan pokazał, że jest naprawdę dobrym aktorem. Chylę czoła. Ostatnie odcinki to prawdziwa uczta. Aktorsko na najwyższym poziomie. Jego fałszywy uśmiech….podczas gdy był już tak naprawdę skorupą człowieka. REWELACJA.

   Po raz pierwszy brakuje mi słów….

   Nie wiem czy obejrzę Białe Oliwne Drzewo drugi raz. Przeorało mną dokładnie, zostawiło ze złamanym sercem. W fenomenalny sposób pokazuje mechanizm działania syndromu zespołu pourazowego, jako coś co zżera od środka, jak rak duszy.

   Bardzo to do mnie trafiło. Ilość emocji jaka mi towarzyszyła przy ostatnich odcinkach, myślę, że nie jedna z Was by się zdziwiła..

   Wiem, chaotycznie, ale nie umiem inaczej. To jest trudna drama, wywołująca refleksje ( nie da się uniknąć skojarzeń z Bliskim Wschodem czy Ukrainą). Opowieść o sierotach wojennych, o głodzie biedzie, dzieciach bez rodziców, młodych dziewczynach sprzedawanych, o walce o zachowanie resztek godności, własnej tożsamości, o przetrwaniu.

   Moja ocena: 10/10

   Czy polecam? Tak ale namawiać nie będę.

   Z tylu dram obejrzanych przeze mnie, The White Olive Tree jest najtrudniejszą.

   Bardzo dziękuję za możliwość szerzenia mojego dramoholizmu :)

2025-04-06

Tojza Artur - Cienie umysłu


Tytuł oryginalny: -
Seria: Cienie Snów (1)
Książka na LC
Im dalej w las... tym więcej drzew. Wiem, odkrycie Ameryki normalnie, Nobel się należy czy coś w ten deseń. A tak na poważniej - lektura kolejnej pozycji z serii Wojen Snów przypomina zagłębianie się w coraz gęstszy las wątków, gdzie powiązań jest coraz więcej i więcej... Tu podpowiedź dla tych, co mają tendencję do rozwiązywania zagadek, zanim zostaną wyjaśnione w trakcie fabuły: załóżcie sobie osobny zeszyt. Serio. Sama chyba też się o to pokuszę, mimo że z reguły aż tak się nie angażuję w lekturę - niemniej w tym przypadku łączenie wątków sprawia dużą frajdę; zresztą, to rozwiązanie - jak wynika z rozmowy z autorem (pozdrawiam!) - jest już stosowane przez innych czytelników. Tak że zdecydowanie coś jest w tej myśli, że trzeba to jakoś spisać, żeby nie pogubić się we wszystkich zawiłościach.

   Do Cieni umysłu podchodziłam już z niemałym entuzjazmem - zdążyłam już podreptać po ścieżce tajemnic i chaosu, nadeszła więc pora, żeby przeskoczyć na ścieżkę - jak sam tytuł sugeruje - cieni. W kolejce został już tylko (mowa wyłącznie o otwarciach ścieżek) Farreter, reprezentant ścieżki strachu. I o ile kolejność czytania (nadal mówię tylko o otwarciach ścieżek) generalnie nie ma znaczenia (zresztą, sama czytam bardzo nie po kolei pod kątem chronologii wydania), to zaznaczam, że Cienie pod kątem opisanych wydarzeń na osi czasu zdecydowanie znajdują się wcześniej niż fabuła Sekutnicy. Jednakże w niczym to nie przeszkadza, po prostu odstawiałam Leonarda DiCaprio z innej perspektywy niż miałoby to miejsce w przypadku, gdyby kolejność zaznajamiania się z tymi pozycjami została odwrócona.

   Uniwersum Wojen Snów coraz bardziej się rozrasta; powiązań pomiędzy książkami jest coraz więcej i naprawdę nie da się przejść koło nich obojętnie.

Recenzja możliwa dzięki uprzejmości autora.

2025-03-22

Lark Sophie - Nie ma świętych


Tytuł oryginalny: There Are No Saints
Seria: Grzesznicy (1)
Książka na LC
Czytaj książki, mówili, będziesz miała szersze horyzonty, mówili. Książki uczą, bawią, wychowują. Podobno. Bo praktycznie... Szczerze? Mam wrażenie, że już w Harlequinach sprzed dwóch dekad było więcej sensu niż w tym... czymś. Co gorsza, Little Stranger naprawdę dokonał masowej eksterminacji moich szarych komórek, bo w pewnym momencie uznałam, że książka jest niezła. Ale spojrzałam ponownie na stosik znaczników (może znacznie mniejszy niż w booktourowym poprzedniku, ale nadal - trochę ich poszło; oczywiście porównanie jest na końcu posta), zerknęłam jeszcze raz na komentarze i na pozaznaczane fragmenty... No nie. To nie jest dobra książka.

   Na dodatek ma minusa już na samym wstępie - trigger warningi znajdują się na skrzydełku obwoluty, przez co początkowo ich w ogóle nie zauważyłam; dopiero jak zreflektowałam, że halo, coś nie gra, chyba powinny być - dopiero wtedy, przy dokładniejszej weryfikacji zawartości dzieUka, je odkryłam. Tak że moim zdaniem to już duża niedoróbka, bo możliwe, że znacznie więcej osób olewa skrzydełka, przechodząc po prostu do treści. Kolejny minus - playlista. Nie wiem, dla mnie książka ma być książką, zamkniętą całością, a nie, że jeszcze mam sobie kaczkować/googlować teksty wskazanych utworów. Ponoć ta moda na playlisty do książek przypełzła z wattpada - no nie powiem, żebym ją uważała za mądrą.

   O samej aućtorce próżno szukać (jakby zaprząc OSINT do pracy, to może by i wygrzebał, a że się nie znam...) konkretniejszych informacji; z obwoluty się dowiadujemy, że tworzy inteligentne i silne postacie (śmiem twierdzić, że nie), choć nie wolne od wad, co jest po prostu tłumaczeniem info latającego po sieci. A, no i mieszka z mężem i trójką dzieci. Zagłębiając się w odmęty internetów wygrzebałam jeszcze, że pani sprokurowała sama sobie bombę, przez co najwyraźniej obecnie jest posądzana o rasizm i cancelowana... Ale to detal, bo nie o inbie tu mowa, tylko o Nie ma świętych.

   Cóż mogę rzec... o tempora, o mores!

2025-03-17

Stewart Andrea - Wojna kości


Tytuł oryginalny: The Bone Shard War
Seria: Tonące cesarstwo (3)
Książka na LC
Ostatnie spotkanie z trylogią Tonącego Cesarstwa rozciągnęło mi się w czasie, zdecydowanie przeobrażając w kac książkowy. Zjawisko jednocześnie pożądane i nie; bo przy czymś takim średnio wiem, co dalej zrobić ze swoim życiem (nie mylić z otępieniem wywołanym masową zagładą szarych komórek po przeczytaniu guana), trochę niedowierzam, że to już naprawdę koniec i nigdy więcej już nie ujrzę ossalenów, które skradły mi serce. I jednocześnie jakoś nie jestem w stanie tak po prostu, jak gdyby nigdy nic, z marszu sięgnąć po kolejną pozycję...

   Może i narzekałam na poprzedni tom, jeśli jednak chodzi o Wojnę kości... Jakoś nie potrafię skojarzyć, by coś szczególnie mnie zirytowało. Czy to przez to, ze lekturę miałam rozłożoną na naprawdę dłuższy czas, z przerwą na guano-którego-tytułu-nie-wymieniam (na jego tle to już nawet Dziewiąty mag jest majstersztykiem), czy może jednak faktycznie nie potknęłam się o coś, co nie spodobało mi się na tyle, by wlepić pomarańczową kartkę. Stawiam bardziej na drugą opcję, co tylko daje dodatkowe punkty.

   Jak na zwieńczenie serii przystało - najważniejsze tajemnice w końcu zostają wyjaśnione. Bystrokamień, ossaleny, wyspy i przyczyny ich tonięcia - te zagadki frapowały od samego początku. Niestety autorka nie ujawniła absolutnie wszystkich sekretów - nadal pozostają pewne kwestie, o których chciałabym się więcej dowiedzieć, ale cóż zrobić...

2025-03-10

Rivers Leigh - Little Stranger


Tytuł oryginalny: -
Seria: The Web of Silence Duet (1)
Książka na LC
Zazwyczaj nie zaczynam pisać tekstów przed ukończeniem lektury, ale tym razem ewidentnie muszę, bo się uduszę... Tak, jest to kolejna pozycja z cyklu BZK, tyle że tym razem to ja dołożyłam pozycję do stosika, za podpuszczeniem Muchomorka.

   I dosłownie czuję, jak szare komórki hurtowo mi umierają.

   Do głosu w tym miejscu dochodzi pytanie, które dobitnie wyartykułowała Kagi (buziaczki): co aućtorki mają w głowach, że takie coś piszą oraz co czytelniczki - że IM SIĘ PODOBA. Nie wiem, nie mam pojęcia, odpowiedź to niby guano, ale w tej chwili jest to po prostu obraza dla poczciwego guana, którego nie jest winą, że ciała ludzkie i innych istot działają w taki, a nie inny sposób, przez co powstaje niezbyt lubiany produkt uboczny. Takie guano to przynajmniej wynik uczciwej pracy układu trawiennego, a nie dzikich fantazji... no słów mi brak, po prostu brak.

   W poszukiwaniu odpowiedzi zapuściłam się na portal LC, gdzie zaliczyłam kolejne zwątpienie - 9x10 gwiazdek, 12x9 gwiazdek, 29x8 gwiazdek, 35x7 gwiazdek. Niby żadne zaskoczenie, ale: JAK, DLACZEGO, ZA JAKIE GRZECHY, LUDZKOŚĆ ZDECYDOWANIE UPADŁA. Bo, sprawdziłam, przeważnie to nawet nie są konta z dodanymi kilkoma książkami na krzyż. Ja też zresztą upadłam, skoro dałam się podpuścić i nawet dobrze nie sprawdziłam, z czym dokładnie będę mieć do czynienia. A wygląda na to, że z tffurczością kolejnej pani, zajmującą się naukowo dziedziną z grupy biologicznej (już druga taka, po Bride - nie wiem, może do pisania takich bzdur popycha zajmowanie się biologią właśnie? Mam cichą nadzieję, że to jednak nie jest reguła, a przypadek, bo inaczej wybitnie czarno widzę jakiekolwiek sensowne odkrycia naukowe). Niestety, z tego co widzę, to trochę już książek napłodziła, niemniej ja podziękuję. Za ciąg dalszy niniejszego guana również (nie, Muchomorku, NIE DAM SIĘ NAMÓWIĆ).
Uwaga na nisko latające spojlery. Nie, nie są one ukryte.

Tak, zawarte tu treści są +18 i wywołują odruch wymiotny.

Jeśliś niewinną istotą - tak, to jest dobry moment, żeby zamknąć kartę z tą recką. I wyrzucić książkę z koszyka zakupowego, jeśli zamierzasz to kupić.

Ostrzegałam.

2025-03-08

Andrews Ilona - Szafirowy płomień


Tytuł oryginalny: Sapphire flames
Seria: Ukryte dziedzictwo (3,5&4)
Książka na LC
Nie powiem, trochę stęskniłam się za rodziną Baylorów, zwłaszcza że nie zasiadłam do czytania kolejnej części od razu, jak tylko wyszła. Trudno się mówi, nie można mieć wszystkiego, doba z gumy nie jest (a szkoda) i tak dalej, i tak dalej. Wymieniać można długo, w każdym razie - mniejsza z tym, bo nie o powody chodzi, a o samą książkę.

   A to... jak dla mnie - mlem, pisarskie małżeństwo nadal w formie. Wprawdzie nie jest to już stricte to samo, bo - jak już we wcześniejszym tekście wspominałam - trylogia Nevady się zamknęła i główną bohaterką została jej młodsza siostra, Catalina. Niemniej, klimat jak najbardziej pozostał ten sam, więc powodów do narzekania specjalnie nie ma. Co najwyżej na to, że czasu na czytanie mniej niż by się chciało, a słowa czasem nieszczególnie chcą się kleić...

   W każdym razie - zwracam uwagę, że choć tytuł brzmi Szafirowy płomień, to Fabryka Słów w tym wydaniu umieściła również nowelkę Diamentowe iskry, która - wg mojego rzutu okiem w internety - za granicą stanowi osobną pozycję. Mi osobiście bardziej pasuje rozwiązanie 2w1 - zdecydowanie lepsze dla portfela 😉. Generalnie rzecz ujmując, w moim odczuciu Iskry nie są pozycją obowiązkową, tzn. dobrze je znać, ale nie są niezbędne do zrozumienia fabuły Szafirowego płomienia.

2025-02-27

Hazelwood Ali - Bride


Tytuł oryginalny: -
Seria: Bride (1)
Książka na LC
Naprawdę, dosłownie niczego nie spodziewałam się po tejże pozycji (nie licząc dna i metra mułu), mając pełną świadomość tego, iż książka ta przynależy do Booktouru Złych Książek i jest pierwszą, której zaszczyt recenzowania mnie kopnął (czujne oko wyłapie, że przez moje łapki przewinęła się już pierwsza część Princesy, która też poszła w obieg - tak, tyle że to było czytane w ramach wakacyjnego pozbycia się godności, jakkolwiek by to nie brzmiało). I dobrze pamiętałam, co się działo na smutnoksiążkowym kanale na serwerze Fantastycznej Karczmy. A działo się... ciekawie.

   Tak że tak, to "ciekawie" spadło teraz i na mnie, powodując, iż mój mózg ewidentnie potracił szare komórki (co też woła o pomstę o nieba), bo zawieszał się, wybuchał i związywał się w węzeł (tak, celowe nawiązanie... dojdziemy do tego) raz po raz. A ja teraz tylko siedzę i nie potrafię dojść do tego, co zrobiłam ze swoim życiem, dlaczego naraziłam się na aż tak złą książkę (i dlaczego rośnie coraz większa kolejka wątpliwej jakości dzieł, które mają do mnie wpaść w odwiedziny) i za jakie grzechy wielu ktosiów uznało, że Bride zasługuje na jakąkolwiek nominację. I nagrodę. Choćby to nawet miała być jedynie nagroda na goodreads (Goodreads Choice Award); dalej już się nie odważyłam sprawdzać, czy jeszcze jakieś "medale" to-to zdobyło.

   Oby nie, bo już ta jedna to jest za dużo dla takiego dzieUa, które to nawet nie stało obok porządnej literatury. I, co ciekawe, nawet nie wyszło ze stajni "ulubionego" Niezwykłego; aż prawie zaskoczona jestem...

   Dodam tylko, że Ali Hazelwood to jest pseudonim, za którym kryje się PROFESOR neuroBIOLOGII (a do biologii w tym dzieUku jak najbardziej mam zarzuty) i Bride nie jest pierwszą książką autorki. A i tak, jestem całkiem pewna, że o tempora, o mores będzie całkiem często się przewijało - nawet jeśli nie w tej recenzji, to ogólnie przez cały booktour...

2025-02-16

Booktour Złych Książek

... BO TO ZŁA KSIĄŻKA BYŁA! A nawet zUa!

   Nie wiem, jak to się stało, nie pytajcie, naprawdę - dość, że od słowa do słowa zrodziła się idea zorganizowania mini booktouru, w którym w obieg zostaną puszczone książki naprawdę wątpliwej jakości. Takie pokroju osławionej (i niestety wciąż przez wiele osóbek wielbionej) Adelinki i innych guan, od czytania których włos na głowie po prostu się jeży, oczy wypływają, a mózg błaga o kąpiel w domestosie.

   Dlaczego to sobie robimy?

   Serio, nie wiem, nie mam pojęcia, dość, że robimy, ozdabiamy te pożalsięLuno książki (płacząc nad drzewami, które poszły na zmarnowanie - serio, szkoda papieru na te guana) znacznikami, muchomorkami i grzybkami (buzi dla naszego naczelnego Muchomorka! Dzięki niej mamy grzybkową armię) oraz komentarzami (a jak się w książce nie mieszczą - to na ratunek przychodzi cudowny notesik) i przy okazji powstają z tego recki, "wychwalające" te jakże "wiekopomne" dzieła, wołające o pomstę do nieba. Bo brak logiki, sensu, korekty, a pieczenie keksu to krindż godny pierdzionka przyklejonego SuperGlue. Opcjonalnie przyszytego białą nicią chirurgiczną. Aż sama chyba tracę umiejętność spójnego pisania, bo jak patrzę na te spisane do tej pory akapity, to powątpiewam w swoje umysłowe zdolności. I to solidnie powątpiewam.

   W każdym razie - jak kto ciekaw, to zapraszam do dalszej części tej notki, która jest niczym innym, jak swoistym spisem treści; miejscem, w którym zbieram recki, opinie (jak zwał, tak zwał) pozycji, które poszły w obieg...

Ostatnia aktualizacja: 2025-06-18

2025-02-10

Tojza Artur - Piekło kosmosu


Tytuł oryginalny: -
Seria: Hellspace (1)
Książka na LC
Powrót do rodzimego, książkowego "Marvela", nastąpił o wiele szybciej niż początkowo przypuszczałam. Jednocześnie przyszło wypłynąć na wody, których to zazwyczaj unikam, dobierając sobie lektury (dokładnie tak - szeroko pojęte sf nie jest czymś, na co się rzucam niczym Reksio na szynkę). Normalnie szaleństwo, można by rzec. Tyle że nie. A przynajmniej nie do końca.

   Piekło kosmosu nie jest bowiem moim pierwszym spotkaniem z twórczością Tojzy. I, podejrzewam, ostateczne rozstanie z Wojnami snu tak szybko nie nadejdzie. O co z nimi dokładnie chodzi - szerzej przedstawiam przy okazji recenzji Zajazdu pod Cnotliwą Sekutnicą; informacji w niej zawartych już nie planuję tu powtarzać. Powiem tylko, że tak jak Sekutnica była pierwszym krokiem wiodącym na ścieżkę tajemnic, tak Piekło jest początkiem ścieżki chaosu (i, z tego co widzę, również książkowym debiutem - całkiem udanym, moim zdaniem, choć oczywiście nie zabrakło tu potknięć). I całkiem trafnie zostało to nazwane, bo faktycznie chaos się dzieje...

   Nie dało się też nie uśmiechnąć na widok dedykacji dla forumowiczów z OGame (tak, grywało się kiedyś, o dziwo; stare, dobre czasy, kiedy nie bardzo mogło się wstawać gdzieś nad ranem, bo flota wracała, a pod bokiem czaił się chętny na jej zezłomowanie) i byłoby kłamstwem stwierdzenie, że nie odnajduję w tej pozycji ani grama ducha tejże gry. Bo owszem, skojarzenie ostatecznie nasunęło się nawet i bez dedykacji (co może nie powinno dziwić - według moich obserwacji wszelkie sf kręcą się wokół tego samego: planety, stacje kosmiczne, systemy; oczywiście mogę mieć wypaczony obraz, bo - jak wspomniałam - do sf się nie garnę) i generalnie moim zdaniem trudno jest uciec od mimowolnego łączenia z już znanymi dziełami, mające formę literacką, filmową czy może nawet grową.

   Niemniej - po lekturze tej pozycji nie narzekam. A jeśli już, to tylko troszeczkę...

Recenzja możliwa dzięki uprzejmości autora.

Wieści z ostatniej chwili (na moment pisania recenzji) - będzie POPRAWIONA wersja Piekła; szczegóły - KLIK. Ergo, recenzja dotyczy pierwszej wersji książki.