2025-09-29

Kubasiewicz Magdalena - Czarodziejka z ulicy Brackiej


Tytuł oryginalny: -
Seria: Czarodziejka z ulicy... (3)
Książka na LC
Ocena: pączek w maśle
Wydawnictwo: SQN
Tłumaczenie: -
Redakcja: Piotr Chojnacki
Korekta: Magdalena Świerczek-Gryboś, Kornelia Dąbrowska
Data wydania: 2025 (wyd. I)
Data oryginalnego wydania: -
Narrator: trzecioosobowy



W pierwszym dniu swego panowania Jesień przebojem objęła świat we władanie, sprowadzając na niego absurdalny chłód, ciemność i deszcz. Na szczęście, w tych mocno niesprzyjających okolicznościach przyrody, powiązanych z nieodłączną refleksją na temat przemijania, pojawił się promyczek słońca, za którego sprawą włączyłam laptopa tylko po to, żeby dokończyć kompletowanie koszyka w SQN i przerzucić e-booka na czytnik...

   Myślę, że nie będzie niespodzianką, jeśli napiszę, że oderwać się nie mogłam i skończyłam pozycję jeszcze tego samego dnia. Pozycję, w której aura również koresponduje z tą za oknem, choć też przez znacznie szybszy upływ czasu, wyprzedza obecną pogodę. I choć zapomnienie o jesieni i katuszach z nią związanych nie jest łatwym zadaniem, to za sprawą ostatniej części trylogii o czarodziejce Lady udało się przenieść do wnętrza Krainy Amuletów...

   ... bo oto Lady wraz z Agnieszką rzuciły się na głęboką wodę i postanowiły wziąć byka za rogi. Znaczy - otworzyć własną firmę, dzięki której mogą stać się niezależne od pracodawców, rozwinąć skrzydła w dziedzinie zaklętych przedmiotów oraz, oczywiście, zbić niemałą fortunę. Pod warunkiem, że pomysł w ogóle wypali i rzeczywiście znajdą się chętni, którzy będą wyskakiwać z funduszy, by nie musiały pójść z torbami. I wszystko układałoby się wręcz cudownie, gdyby nie jeden szczegół. Taki tam, drobny, niewarty uwagi przecież, o co tu aferę robić... Ciii... Po długim milczeniu, przepadnięciu kamień w wodę, w Krainie pojawił się Złomir Dobromir, przyjaciel ze studenckich lat. I zniknął znów, niczym sen złoty. Ale już smutni panowie i panie z Loży, którzy zaczęli się kręcić pod nosami przyjaciółek, wyparować niezbyt chcieli. W co ten gałgan się wpakował i w co - chcąc, nie chcąc - wciągnął świeżo upieczone biznesmenki, a przede wszystkim Lady...?

   Możecie mnie nazwać nieobiektywną, ale też - technicznie rzecz biorąc - wszelkie opinie ze swej natury są subiektywne. Nie zmienia to faktu, że ostatni tom trylogii podoba mi się najbardziej ze wszystkich części i przyczepić się nie mam do czego; chyba żebym szukała na siłę, z lupą, jeśli nawet nie teleskopem (czego robić wręcz nie chcę). W przeciwieństwie do swoich poprzedników, dość specyficznych w swej formie, Bracka stanowi jedną całość, jedną historię, od początku do końca. Wcześniej zaś mieliśmy do czynienia z pozycjami, którym bliżej do antologii niż książki jako takiej - gdzie pod tym pojęciem zazwyczaj rozumie się właśnie jedną całość, a nie kilka odrębnych, dodatkowo porozrzucanych na linii czasu.

   Bohaterowie nadal mają moją sympatię, zwłaszcza Agniesia. Nie wysuwa się tutaj na pierwszy plan, owszem, niemniej pięknie pokazuje swój charakterek, który troszeczkę udzielił się i Lady. I bardzo dobrze - dziewczę w końcu dojrzało, nie jest już tą samą osobą, jaką poznałam w Czarodziejce z ulicy Reymonta. Zresztą, trudno, żeby pozostała taka sama - minęły lata, swoje przeżyła, skończyła studia, odnalazła swoją specjalizację; innymi słowy mówiąc, po prostu przeszła długą drogę, żeby znaleźć się w tym punkcie, co teraz. I naprawdę bardzo przyjemnie się patrzy na to, jak rozwinęła swoje skrzydła. A Złomir? No co mogę powiedzieć - złomirowaty jak zawsze!

   Kubasiewicz niezmiennie zachwyca lekkością pióra i humorem - tak, bywały sceny, przy których nie dało się nie zaśmiać. Pisarka rozbawia nie tylko poprzez odpowiednią konstrukcję sceny, ale również i chociażby przez odwołania do utartych już mechanizmów, motywów, które raczej każdy kto czyta i ogląda więcej niż jedną pozycję na 5 lat, powinien kojarzyć. Stworzyła również historię, która mnie wciągnęła bez reszty.

   Nie, to nie tak, że nie ma tu miejsca na przystanięcie i odetchnięcie - wręcz przeciwnie, są momenty, w których można się bliżej przyjrzeć zakątkowi dziewczyn. Zakątkowi dla mnie osobiście dość szczególnego, bo przywoływał pewne wspomnienia. I ogólnie jakoś tak mam słabość do świecuszek - jakby to powiedział Cespenar z BG2 - wszelkiej maści. Niemniej stanowi to miód na moje serduszko, tak jak i cały wątek, wokół którego kręci się cała historia. Są w niej pewne powroty, uniesienia brwi (patrzę tu na pewnego gałgana, który ostatecznie pozytywnie mnie zaskoczył) oraz wpatrywanie się w ostatnie zdania z niemałym zdziwieniem. Pelikany (kto wie, ten wie) z pewnością będą co najmniej zadowolone (a raczej zachwycone) z takiego obrotu rzeczy.

   Reasumując, jestem jak pączek w maśle. Cała trylogia została zgrabnie zamknięta, na tyle zgrabnie, że mogę ze spokojem pożegnać Lady z poczuciem, że rozstajemy się w idealnym momencie. Kto wie, może jeszcze cała ekipa pojawi się w opowiadaniach, a może, bardzo duże może, zostanie uchylona furtka, którą dostrzegam i pałeczka głównego bohatera zostanie przekazana w dłonie kolejnej osoby z paczki przyjaciół?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz