2024-09-09

Kristoff Jay - Cesarstwo potępionych


Tytuł oryginalny: Empire of the Damned
Seria: Wampirze cesarstwo (2)
Książka na LC
Niby koniec historii jest już znany - już z poprzedniego tomu wiemy, że Zakon Srebroświętych upadł, Graal został stracony, a Fabien Voss dokonał swojego żywota. Jednak jakie wydarzenia doprowadziły do tego wszystkiego? Przez co przebrnął Gabriel de Leon, zanim skończył jako więzień wampirów, zmuszony do opowiedzenia swej historii?

   To jest zagadka, za którą moim zdaniem warto podążyć i tym samym zanurzyć się w świat wypełniony mrokiem, w którym rozbłysła iskra nadziei. Wszak ta umiera ostatnia, czyż nie?

   Cesarstwo jest ścisłą kontynuacją poprzedniego tomu. Żadnych przeskoków czasowych - zaczynamy dokładnie tam, gdzie skończyliśmy, a jeśli komuś pamięć zaszwankowała, to na samym początku możemy zapoznać się ze skróconymi opisami poznanych postaci, a tym samym również i historią w mocno skompresowanej pigułce. Historią, która została umieszczona na kartach Wampirzego cesarstwa. Innymi słowy mówiąc - jak ktoś jest sklerotykiem, to taka ściągawka może mocno pomóc w zapaleniu odpowiednich żarówek.

   Drużyna Graala na dobrą sprawę przepadła; pozostał jedynie sam Gabriel, Czarny Lew i... ostatecznie powiększa się o jeszcze jedną osobę. Ostatnią Liathe. Celene. Siostrę Gabriela. Co samo w sobie jest mocno ironiczne; oto on, srebroświęty, zaprzysiężony walce z wampirami, a tu jego własna siostra uległa przeistoczeniu i - duża wisienka na torcie - wędruje z nią teraz "ramię w ramię" ku celowi. Cudowne odnalezienie, prawda, ale bynajmniej nie okraszone mnóstwem serduszek, szczęścia i zachwytów. Za to dużą dozą nieufności - jak najbardziej. Ach, i byłabym zapomniała - dołącza również były uczeń Gabriela, co również ma w sobie mnóstwo ironii, zwłaszcza jeśli się pamięta, co szacowny Ostatni Srebroświęty powyprawiał przy ostatniej wizycie w klasztorze San Michon... Plus doliczyć należy jeszcze jedną niespodziankę - ale tu już przemilczę, kogo mam na myśli. W każdym razie! Podróż Graala trwa. Trudna, krwawa, okupiona cierpieniem, okraszona mądrymi inaczej decyzjami. Cokolwiek by się jednak nie działo, wszystkie drogi prowadzą w jeden punkt.

   Dun Maergenn.

   W tym miejscu miała zostać zdarta zasłona tajemnicy, tu wszystko miało stać się wiadome; kres Bezdnia zdawał się już być na wyciągnięcie ręki... Cóż, coś nie wyszło. Co bynajmniej nie oznacza, że autor nie sprezentował nam kilku niespodzianek oraz opowieści tak skonstruowanej, iż czyta się ją z zapartym wręcz tchem. Bo nie można powiedzieć, że nic się nie działo, wręcz przeciwnie. Ponad 800 stron, przynajmniej w moim przypadku - zostało pochłonięte w mgnieniu oka (mocno polecam na nocną podróż pociągiem, kiedy trochę strach przysnąć, bo towarzystwo w przedziale nieciekawe) i... jeszcze pozostawiło uczucie niedosytu. Jakże mogłoby być inaczej - z takim cliffhangerem?! Wieści z ostatniej chwil - autor ogłosił ukończenie zamknięcia trylogii, więc mam nadzieję, że nie trzeba będzie długo czekać na dorwanie ostatniego tomu w łapki!

   Narratorem opowieści znów jest Gabriel, zasiadający w fotelu przed nosem Jeana-Francisa; nadwornego skryby wampirzej królowej. Nie spuścił z tonu ani odrobinę - nadal cechuje się wysokim mniemaniem o sobie oraz przekonaniem, że wie najlepiej. A inni - nie wiedzą nic. Patrząc po innych czytających, nie jest to postać, która bezwarunkowo wzbudza sympatię, zwłaszcza przy całym tym napuszeniu, ale... nie wiem, może mam słabość do tego typu bohaterów? Z mieczem w dłoni, goniących za celem niczym pies gończy? Mniejsza z tym. Powiem tylko, że w Cesarstwie historia jest poznawana nie z jednego, a... dwóch punktów widzenia. Kto jest drugim narratorem? Cii, może nie będę psuć niespodzianki...

   Nie zmienia to faktu, że nadal dzieje się dużo, dzieje się nierzadko szybko i... hm, tak, to już nie jest czyste dark fantasy. W świecie mroku i beznadziei znalazło się też miejsce dla czegoś więcej. Co prowadzi też i do sceny, przy której dzieciom należałoby zasłonić oczy - ale hej, w zasadzie żadnego z tomów nie określiłabym jako przeznaczonego dla młodzieży. Jednak za dużo krwi i brutalności, więc kolejna scena tego typu w zasadzie nie robi już żadnej różnicy. I choć nadal jest to bardzo, bardzo "dark", tooooo... tak, można parsknąć śmiechem. Zwłaszcza w jednym momencie, gdzie akcja się zagęszcza, napięcie rośnie i... BAM! NO JAK TAK MOŻNA, PANIE AUTOR, ja się pytam, JAK TAK MOŻNA!

   Nie obyło się bez potknięć - na część postaci (drugoplanowych) miałam jednak pewne "meh". Wampiry tak idealne, że aż sztuczne - niczym zrobione na wszelkie możliwe sposoby panienki, których strach dotknąć w obawie, że cały tynk zaraz odpadnie. Sztuczne i bez szczególnej głębi, która by mocniej przemówiła. Podobno są też i biologiczne bzdurki - trafiłam gdzieś, gdzie ktoś zwracał uwagę na krew z żołądka. Przyznaję się bez bicia - ani się na tym nie znam, ani tego nie weryfikowałam, dlatego to jest bardzo mocno podkreślone "podobno". No i dla mnie osobiście ten detal jednak nie ma specjalnego znaczenia, ale ja to ja.

   Mimo wszystko potknięcia są na dłuższą metę niczym wobec ogromu całej historii, jej misternych splotów układających się w cudny gobelin, na który można patrzeć niemalże w nieskończoność. W zalewie historyjek o tru ffampirkach jest to naprawdę odświeżająca historia, gdzie od której nie chce się rzygać tęczą ani kupkać babeczkami. Żadnego sparklenia, żadnych fruwających serduszek - tylko pradawne, bezlitosne istoty i morze krwi. Tak, jak powinno być. I bynajmniej nie mam dość - zatem zamknięcia trylogii wyczekuję z niecierpliwością.

   PS. Mocno polecam zabawę w szukanie czaszek na mozaice. Ciekawa jestem - kto zauważył, kto - nawet z lupą - nie potrafi ich dojrzeć za cholerę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz