Och, nawet nie wiecie, jak się cieszę, że SQN zdecydował się na wznowienie dotychczasowej dylogii Post scriptum (dotychczasowej, bo zgodnie z informacją na ostatnich stronach, tworzy się tom 3!)! Do tej pory brzeskie uniwersum poznawałam trochę od innej strony, bo zaczęło się od opowiadań z antologii, potem w końcu dopadłam książkę W świetle nocy i dopiero teraz przyszło mi sięgnąć do początków (uściślijmy, że książkowych, bo przecież są jeszcze opowiadania). Ale ach, jakie to początki! Sabinka w pełnej krasie, a ja w pełni zachwytu. Nie tylko z powodu Binki.
Bo przecież jest i Piotruś-nienormatywny coach (jakkolwiek by to nie brzmiało!) i bardzo dużo BHP (co wcale nie męczy i mówię to ja, na dobrą sprawę behapowy laik), odrobinka morderstwa (tyci-tyci...) i bardzo duża dawka humoru. Humoru lekkiego, dzięki któremu co rusz parskałam z rozbawienia, od książki oderwać się było wybitnie ciężko, a na końcu pozostał ból - bo drugi tom mam w papierze i jak na razie pozostaje poza zasięgiem moich rąk... niestety. Ale, co się odwlecze, to nie uciecze!
To co, gotowi na spotkanie z właścicielami PS Professional Business Consulting?
Rzecz niebywale skandaliczna - zdarzenie potencjalnie wypadkowe okazuje się właśnie tym: zdarzeniem potencjalnie wypadkowym. Wypadku jako takiego - niet. Rozczarowanko, zawracanie tyłka dla samego zawracania... ale, ale, żeby nie było tak różowo (no bo hej - brak wypadku, brak szkód w ludziach, brak PIP na zakładzie!), to okazuje się, że nie-wypadek takim wypadkiem znowu nie był. Celowe działanie! Nieudane morderstwo! A dołożyć do tego jeszcze ze dwa szemrane przypadki...? No nie, tak to nie będzie. Toteż specjalistka do spraw BHP wespół z psychologiem-coachem-doradcą post mortem zakasują rękawy i rzucają się w wir śledztwa, mającego doprowadzić do winowajcy i jego wyeliminowania... całkiem dosłownie, dlaczego by nie, w końcu Sabince też się od życia coś należy i niech sobie postrzyguje, nie?
Bo - jeśli ktoś nie wie - Sabina jest strzygą. Zębatą, choć dobrze się maskuje. Z zamiłowaniem do słodkiego, które wbrew nieziemskim pochłanianym ilościom nie przyprawiają ani grama dodatkowego sadełka... skandal wręcz, też tak chcę! Niemniej doskonale wpasowała się w niszę na rynku, zajmując się BHP dla istot nienormatywnych. W końcu kto inny mógłby dokonać prawidłowej oceny ryzyka zawodowego i wszelkich zagrożeń, jak nie ktoś, kto przynależy do świata, o którym zwykli ludzie z reguły nie wiedzą? Z reguły, bo oczywiście trafiają się wyjątki, niemniej siedzenie w szafie ma się znakomicie. Również i w przypadku Piotra Strzeleckiego, wspólnika w biznesie, który wszelkie kołczowanie zaczyna przede wszystkim od siebie. Lawendowe świeczki, relaksik, robienie za dzieciaka natury, te klimaty... Śmiem stwierdzić, że pod względem charakteru wspólnicy stoją na przeciwległych wręcz biegunach, ale jakoś ich przyjaźń i współpraca ma się w jak najlepszym porządku. I choć ta dwójka niezaprzeczalnie gra pierwsze skrzypce, to oczywiście nie brakuje postaci na drugim planie. I nie są one bezbarwne.
Weźmy chociażby Wilczka - bardzo, naprawdę bardzo lubię motyw policjanta-psa (DOSŁOWNIE, i to podwójnie. Bo nazwisko i fach!); aż mam trochę niedosyt tej postaci. Jest też i Ewa Ewent, stuprocentowa ludzina, ale ludzina wtajemniczona, przyjaciółka Sabinki z lat szczenięcych. Jest w tym coś wręcz przewrotnego, że to ona potrafi postawić na swoim, a nie jakże przezębata strzyga... Nie da się też nie wspomnieć o Agnieszce, młodszej siostry Ewy. Już nie TAK młoda, policjantka pełną gębą, więc ogólnie poradzić sobie poradzi. Ale nieee, nadal to przecie małe dzidzi... w pewnym sensie, oczywiście.
Fabuła? Płynie gładko, nie nudziłam się ani chwili. Duża w tym też zasługa lekkiego pióra pisarki i ogromu przecudownych absurdów, porównań i puszczania oczka do czytelnika. Bez specjalnego, myślę, spojlerowania i psucia radości z odkrywania tych wszystkich perełek, takim dobrym przykładem będzie Sabinka-właścicielka BMW, po której nikt się nie spodziewał używania kierunkowskazów. Obserwowanie perypetii głównych bohaterów i tego, jak bardzo (nie)radzą sobie z prowadzeniem śledztwa jest radością w najczystszej wręcz postaci. Widać też, że BHP to styl życia; pisarka z wdziękiem wplata w całość dziedzinę, która często-gęsto jest traktowana po macoszemu. Aż się chce zapisać na studia, żeby być jak Sabinka! (Tak, wiem, niestety rzeczywistość tak kolorowa nie jest, nie czeka po nich świetlana przyszłość w postaci decydowania, czy srebro może być na linii produkcyjnej czy nie może...)
Ile bym się nie zastanawiała - nie umiem przyczepić się do niczego. Nie jestem w stanie znaleźć nic, co by się nie podobało, zgrzytało, cokolwiek w ten deseń; z technicznych błędów znalazłam aż jeden (nadmiarowa literka w słowie) i... to tyle. Sięgając po Post Scriptum spodziewałam się dobrej zabawy i dokładnie to dostałam, a nawet i więcej (nie spodziewałam się, że nawiązanie do mojej własnej pracy potrafi sprawić aż tak dziką radochę). Innymi słowy mówiąc - nie mam za co urwać choćby i pół punkta z końcowej oceny, wlepiam więc soczystą 10 na LC i z ręką na sercu polecam wszystkim miłośnikom urban fantasy, absurdów mniejszych i większych oraz pasjonatom BHP, księgowości i kadr&płac.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz