2024-10-18

Kubasiewicz Magdalena - Cienie z Donlonu


Tytuł oryginalny: -
Seria: Cienie Avy Carey (1)
Książka na LC
Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce, wręcz nawet w innym życiu śmiem rzec, była sobie Rowling, która wydała Pottera. Pamiętam relacje z gigantycznych kolejek przed księgarniami - potteroszaleństwo mnie ominęło, za przygody młodego czarodzieja wzięłam się ze sporym opóźnieniem, bo uznałam, że nie będę pędzić za wszystkimi, którym ewidentnie na mózg się rzuciło. Ale jak już się wzięłam... to jakoś tak miłoby było dostać list z Hogwartu. A ten jakoś nieszczególnie chce przyjść. I to chyba nawet nie dlatego, że Voldi zrobił małą czystkę w Ministerstwie Magii... Ale wiecie co?

   Chrzanić Hogwart.

   Nie żartuję. Dlaczego właściwie, nasuwa się pytanie? Ano dlatego, że wyszła (no dobra, oficjalna premiera niby dopiero 06.11, ale z wydawnictwa można dorwać już-teraz-zaraz i oczywiście że z tej możliwości skorzystałam) najnowsza książka Magdaleny Kubasiewicz, w której... tak, lądujemy w szkole. Dosłownie. Wprawdzie nie jako uczniowie, ale hej - to nadal szkoła magii i pełna tejże magii! I do tego osadzona w dokładnie tym samym świecie, co cykl o Jagodzie Wilczek. Nie, z Belladonną się tu nie spotykamy, choć pojawiają się znajome nazwiska. I nie, uprzedzam, nie traktuję tego w kategoriach minusa: inna bohaterka, inne terytorium, inna historia, nawet jeśli pojawiają się punkty wspólne. I nie, nie jest wymagana znajomość poprzedniej serii; wszystkie niezbędne informacje otrzymujemy w tym tomie.

   I wiecie, co? Jakby mnie kto spytał, co wolę: Jagę czy Avę, to... naprawdę nie umiem znaleźć na to odpowiedzi. Wiem jedno: seria o Potterze Cieniom z Donlonu to może co najwyżej buty czyścić. Albo robić za podnóżek, o.

2024-10-17

Stewart Andrea - Cesarzowa kości


Tytuł oryginalny: The Bone Shard Emperor
Seria: Tonące cesarstwo (2)
Książka na LC
Dopiero co zachwycałam się Córką kości, na temat której rozwodziłam się tutaj. Naprawdę nie trzeba było długo czekać na to, aż dopadnę kolejną część (przy czym podpowiem, że 3 tom ma wyjść już-zaraz, bo jutro, czyli 18 października) i się w nią wgryzę. Zamiast dzikiej radości, że och-ach, jakie to jest wspaniałe, w trakcie jej czytania pojawiła się konsternacja.

   A ta bynajmniej nie miała zamiaru zmaleć i zniknąć.

   Ujmę to w ten sposób: nie jest to zła książka. Naprawdę. Wręcz nawet bardzo dobra, bo tylko szukałam okazji, żeby móc do niej zerknąć. Ale autorka sięgnęła po wątek, od którego – potocznie mówiąc – opadł mi 👃. I już nie jestem aż tak zachwycona jak w przypadku debiutu Stewart, a szkoda… Niemniej, wyciągnęłam z niej jeden morał: rodzicu, jeśli masz jakieś kluczowe informacje, jeśli chodzi o funkcjonowanie twojego świata – za żadną cholerę nie ukrywaj ich przed potomstwem, bo potem odbije się to wszystkim czkawką.

2024-10-13

Marillier Juliet - Córka Lasu


Tytuł oryginalny: Daughter of the Forest
Seria: Siedmiorzecze (1)
Książka na LC
Wyrastamy z baśni, ale baśnie - niekoniecznie wyrastają z nas. Jakkolwiek by to nie brzmiało. Zmierzam jednak do tego, że choć książki z wszelkimi opowiastkami, jakimi karmi się dzieci, pozostały w szczeniackich latach, to wszystkie te historie w nas pozostają. Trwają. Żyją, w ten czy inny sposób. A czasem nawet przyoblekają się w nowe szaty, gdy weźmie się za nie ktoś z iskrą tworzenia i utka o wiele większą opowieść niż historyjka na dobranoc.

   Sześć łabędzi - baśń Grimmów została wrzucona w realia świata dawnej Brytanii, na irlandzkie ziemie, gdzie czarowny lud ma swe królestwo i prowadzi własne gry. Można rzec - skoro to ta konkretna baśń, to po co czytać? Wszak wszystko już wiadome, jak się to odbędzie. Ale nowozelandzka pisarka nadała wszystkim imiona. Historie. Wtłoczyła w nowe ramy, pozostawiając bardzo wyraźny ślad oryginalnej opowieści, tworząc tym samym coś nowego, mimo iż nowe nie jest. Wykroczyła znacznie poza ramy Sześciu łabędzi, ale niestety! W Polsce mamy wydane tylko dwie książki z cyklu Siedmiorzecza, gdzie internety informują, że jest ich tak naprawdę 6 + jedna dodatkowa, taka "pomiędzy". Nawet nie wiecie, jak okropny mam o to ból tylnej części ciała...

2024-10-06

Wójtowicz Milena - W świetle nocy


Tytuł oryginalny: -
Seria: -
Książka na LC
Pierwsze spotkanie z twórczością pani Mileny kojarzę jak przez mgłę. Wrota wpadły w moje ręce tak dawno, że to aż w innym życiu było, a potem długo, długo nic. Następnie natknęłam się na opowiadanie w Hardych baśniach - o, jak mi dobrze na me zawodowe serduszko zrobiło! Do tej pory pamiętam te jęki nieszczęsnego przedsiębiorcy (z którym się zresztą zgadzam!), że jak to tak, jak na ZWUA można podać, iż przyczyna rozwiązania umowy leży po stronie pracodawcy, kiedy to pracownikowi się wzięło i zmarło! No niestety, przepisy mamy, jakie mamy, ale o nich się rozwodzić tu nie będę, bo to jednak nie jest blog kadrowy, tylko głównie książkowy. Wracając do tematu - potem przyszły kolejne antologie, dzięki którym zapoznałam się bliżej ze strzygą-BeHaPowcem. I nie powiem, Sabina Piechowicz bardzo szybko zdobyła moją sympatię.

   Stąd też nie zastanawiałam się specjalnie długo, kiedy zobaczyłam, iż ukazała się kolejna książka Wójtowicz. Sabinka jest? Jest. Pozycja niezależna od poprzednich? Owszem. No to na dobrą sprawę naprawdę nie było co specjalnie długo rozważać (chyba że decyzję, czy wziąć wersję papierową i mieć zgryz, gdzie to kolanem upchnąć w pokoju czy może ebooka i mieć problem miejsca z głowy) i po prostu dołączyć W świetle nocy do kolekcji.

   I nie, skąd, wcale nie ruszyłam jej właśnie dziś i wcale a wcale nie pożarłam w całości, ignorując fakt, że recenzja innej pozycji czeka rozgrzebana... WCALE.

2024-10-05

Stewart Andrea - Córka kości


Tytuł oryginalny: The Bone Shard Daughter
Seria: Tonące cesarstwo (1)
Książka na LC
Fantastyka w pewnym sensie goni własny ogon, przynajmniej w moim odczuciu. Magia taka, siaka, owaka, miecze, łuki, futra, kły, runy. Słowem - wszystko się powtarza, nawet jeśli pomysły na poprowadzenie historii są inne i nawet jeśli rzeczy zostaną nazwane inaczej. Taka eteromancja z Psów Pana Świątkowskiego? Niby coś nowego, a jak się zastanowić, to klasycznie DnDkowa magia - słowa i komponenty. Tylko tyle, że nie trzeba co wieczór na nowo czytać własnej księgi zaklęć, bo treść formuły magicznie się ulotniła po spleceniu czaru...

   Tak że nie miałam specjalnie wielkich oczekiwań co do przedstawionego świata, gdy sięgałam po Córkę kości. Nawet nie jestem pewna, jak ją dorwałam i dlaczego - wiem tylko, że wylądowała na moim mailu i sobie podczytywałam, mając luźniejsze chwile. I co się okazało? Otóż pani Stewart najwyraźniej powiedziała "sprawdzam!" i jak dla mnie - wygrała to rozdanie. Serio. Ja poniekąd też, bo się bardzo miło zaskoczyłam, chociaż nazwisko Maas na okładce, pod polecajką, każe podejść sceptycznie do tej pozycji. Tak, nieszczególnie jestem fanką tejże autorki, a ryki Rhysanda zapisały się w mej pamięci chyba do końca życia. Z polecajek od szerzej znanych autorów - zamieszczonych na tylnej okładce - dowiadujemy się, że Córka kości jest debiutem. Jeśli ktoś ma jakieś uprzedzenia co do debiutów, to jak na moje oko - w tym przypadku trzeba je odwiesić jak najdalej. Zwłaszcza że zgarnęła kilka nagród, a ja się tylko zastanawiam, jakim cudem nie jest ona szerzej znana... a może naprawdę żyję pod kamieniem?

2024-09-20

Komunikat Rady Języka Polskiego

Poprawna pisownia - rzecz bardzo ważna. Błędy ortograficzne zazwyczaj wypalają mi oczy, aczkolwiek wszystko - rzecz jasna - zależy też od kontekstu. Bo przecież zdarza się, że jest stosowana mocno alternatywna pisownia po to, by coś dodatkowo podkreślić, uwypuklić. Ale tak? Zwłaszcza w miejscach, gdzie poprawność powinna być wręcz nieskazitelna? To już zupełnie inna para kaloszy. Pewnie, w prywatnych rozmowach można nieco przymknąć oko na zgubione ogonki czy przecinki (zwłaszcza że znak interpunkcyjne są kapkę bardziej skomplikowane niż ortografia i przyznaję się, sama tu bezbłędna nie jestem), ale w miejscach, gdzie grono odbiorców jest znacznie szersze, toooo... no, wypadałoby choćby próbować trzymać poziom, a nie jechać klasycznym językiem madkowym, od którego krwawią oczy. A żeby to robić, trzeba znać zasady. Te zaś nie są wyryte w kamieniu i się zmieniają.  Tak że od 2026 roku czeka nas parę zmian i już teraz należałoby je sobie zacząć przyswajać, żeby wraz z powieszeniem nowego kalendarza nagle nie okazało się, iż popełniamy błędy tam, gdzie wcześniej ich nie było. Poniżej możecie zapoznać się z komunikatem Rady Języka Polskiego, ewentualnie zerknąć do źródła.

2024-09-17

Grace Hannah - Icebreaker


Tytuł oryginalny: Icebreaker
Seria: Maple Hills (1)
Książka na LC
Niech was nie zmyli opis książki sugerujący, że nie jest to pozycja nieprzynależąca do szeroko pojętego gatunku fantasy. Bo w pewnym sensie jest i nawet wytłumaczę, dlaczego, choć nie na samym początku. W każdym razie - i tak stoi oczko wyżej niż jakże cudowna Princesa, mimo iż okładka dumnie krzyczy, że Icebreaker jest hitem tłuk-tłoka. A coś, co jest hitem tłuk-tłoków czy innych wattpadów w mojej hierarchii zdecydowanie stoi bardzo nisko, bo bynajmniej nie należy się spodziewać literatury wysokich lotów.

   Z tym podejściem nie zawiodłam się i teraz - w zasadzie książeczka na jedno popołudnie, do przejrzenia i zapomnienia praktycznie natychmiast. Nic odkrywczego, nic pouczającego, głównie do westchnięcia, pokręcenia głową i ostatecznie umieszczenia w wychodku jako zapasowy papier toaletowy. Nie żartuję. Tak że na ten moment nie przewiduję kolejnego zetknięcia się z twórczością pani Grace (gdzie nazwisko, jak dowiadujemy się ze strony autorki, nie jest prawdziwe. Imię jest. Niemniej trochę mnie zastanawia, że informacji o pisarce w internetach jest jak na lekarstwo... ale dobra, mniejsza, oceniam twórczość, nie twórcę), no, chyba że jednak zostanę do tego sprowokowana...

   Ale - do brzegu. I uwaga na nisko latające spojlery! Bo tych będzie dużo.

2024-09-09

Kristoff Jay - Cesarstwo potępionych


Tytuł oryginalny: Empire of the Damned
Seria: Wampirze cesarstwo (2)
Książka na LC
Niby koniec historii jest już znany - już z poprzedniego tomu wiemy, że Zakon Srebroświętych upadł, Graal został stracony, a Fabien Voss dokonał swojego żywota. Jednak jakie wydarzenia doprowadziły do tego wszystkiego? Przez co przebrnął Gabriel de Leon, zanim skończył jako więzień wampirów, zmuszony do opowiedzenia swej historii?

   To jest zagadka, za którą moim zdaniem warto podążyć i tym samym zanurzyć się w świat wypełniony mrokiem, w którym rozbłysła iskra nadziei. Wszak ta umiera ostatnia, czyż nie?

   Cesarstwo jest ścisłą kontynuacją poprzedniego tomu. Żadnych przeskoków czasowych - zaczynamy dokładnie tam, gdzie skończyliśmy, a jeśli komuś pamięć zaszwankowała, to na samym początku możemy zapoznać się ze skróconymi opisami poznanych postaci, a tym samym również i historią w mocno skompresowanej pigułce. Historią, która została umieszczona na kartach Wampirzego cesarstwa. Innymi słowy mówiąc - jak ktoś jest sklerotykiem, to taka ściągawka może mocno pomóc w zapaleniu odpowiednich żarówek.

2024-08-31

Yarros Rebecca - Fourth Wing. Czwarte Skrzydło


Tytuł oryginalny: Fourth Wing
Seria: Empireum (1)
Książka na LC
Nie do końca jestem pewna, czy to jest powód do chwały - czy też może wręcz przeciwnie - ale pojęcie romantasy do niedawna było mi całkiem obce. I pewnie takim by ostatecznie pozostało (częściowo, bo nastał w końcu moment, w którym usłyszałam o tym podgatunku fantastyki, ale jednocześnie było mi daleko do sięgnięcia po coś, co określano tym mianem), dopóki... cóż. Jeśli ktoś czytał poprzednie wpisy na tym blogu, to nie będzie zaskoczony, że ponownie odwołuję się do Fantastycznej Karczmy... tak, tak, to jest niekończące się źródełko, z którego biją kolejne tytuły lądujące na hałdzie zagłady. Hańby. Jak kto woli. Ale, do brzegu - zetknięcie się z Fourth Wing na tym gruncie nieszczególnie wzbudziło me zainteresowanie. Pośmiać się przy fragmentach - jak najbardziej. Ale brać się za całość? Nope.

   To podejście kazała mi jednak zweryfikować pewna rozmowa. Hm. Z jednej strony - nie, nie ma sensu, głupie to jak but. Z drugiej - dobrze napisana książka, choć bazująca na schematach. I masz, babo, placek. Dobry czy niedobry - oto jest pytanie. Mogłabym przemierzać przestworza internetów, by wydać ostateczny werdykt, ale... po co, skoro i tak nie zastąpi to "własnoocznego" przeczytania? Tak więc, korzystając z uroków urlopu, przeniosłam się do świata pełnego smoków...

2024-08-20

Świątek Marcelina - Princesa. Dzień, od którego wszystko się zaczęło


Tytuł oryginalny: -
Seria: Princesa (1)
Książka na LC
Istnieją takie książki, po które z całą pewnością nie sięgnęłabym sama z siebie (nawet jeśli ciągle by były omawiane na serwerze Fantastycznej Karczmy - buzi, ekipo), ale, ale... wspólny urlop z Kag in books rządzi się swoimi prawami. Pociągowe podróże również. Ba, powiem więcej, urlop sam w sobie rządzi się swoimi prawami! Więęęc... koniec końców, w me ręce wpadł ten koszmarek.

   Koszmarek, podczas którego czytania coraz mocniej nasuwało się pytanie GDZIE SĄ RODZICE? I gdzie rozum mieli decydenci wydawnictwa NieZwykłego, zgarniając i wypuszczając w świat to, to... coś. Zapewne nie mieli (co nie jest niespodzianką, patrząc na to, jak "wysokich" lotów literaturę wypuszczają). Skąd jednak wzmianka o rodzicach? Uwaga, usiądźcie sobie dobrze i może lepiej też odstawcie cokolwiek tam macie do picia czy jedzenia. Autorka Princesy, jak wyszperałam w internetach, jest z rocznika 2009. Zatem, w chwili obecnej, panna ma cudowne lat 15. Powtarzam: piętnaście lat. A książka była oznakowana jako "dla dorosłych". Była, bo ktoś się zreflektował i spadło to na +16, ale wciąż... Wisienka na torcie, dość oczywista zresztą, bo jakoś nie widzę, żeby w pół roku pozycja przeszła cały proces wydawniczy od A do Z (a już na pewno nie w momencie, kiedy mowa o debiutantce): na wattpadzie prolog jest datowany na maj 2023, czyli pisała już jako czternastolatka.

   Widzicie problem? Ałćtoreczce brakuje trochę do pełnoletniości, a tu pisze książkę +18! Inna sprawa, że osobiście i tak jestem dość sceptyczna wobec literackich dzieł pisanych przez tak młode osoby - bo w końcu to-to ledwo odrosło od ziemi, mało co widziało, jeszcze mniej przeważnie przeżyło. Co za tym idzie - co tak młoda osoba może mieć światu do przekazania? W tym przypadku komunikat chyba brzmiał: "masz za mało znaczników, kup więcej". Tak, książki zwykle są świętością i po nich się nie pisze. Ale to koło porządnej literatury nawet nie leżało i nadaje się tylko na papier toaletowy. Tak że nie miałyśmy litości i tym samym nie jest to pierwszy i ostatni raz, kiedy to ten koszmarek (nawet nie zaszczycę go nazwą książki, bo to obraza dla uczciwej literatury) pojawi się na łamach bloga mojego i Kag.

Węglarz Małgorzata, Węgorowski Mateusz - Jak usunąć wujka z podłogi? Zawód: sprzątanie po zgonach


Tytuł oryginalny: -
Seria: -
Książka na LC
Jak najlepiej zacząć urlop? Hm, jakoś tego nie łączę z lekturą o jakże wdzięcznym tytule... A tu proszę, wpadła w moje ręce (dzięki uprzejmości niezrównanej Kagi) i - prawie całkiem dosłownie - została pochłonięta w jeden wieczór. Czyli nie dość, że na początek urlopu, to i na dobranoc. Choć tyle, że koszmarów z tego nie było; nie powiem, treść Jak usunąć wujka z podłogi? bardzo przemawiała do wyobraźni. Przy okazji wywołując na mej facjacie miny pełne odrazy - podobno, bo przed lustrem to nie siedziałam, więc sami rozumiecie...

   Niestety wiedza o tym, jak tego nieszczęsnego wujka usunąć z podłogi nie jest czymś, co dostaliśmy, biorąc tę nieszczególnie długą książkę do rąk. Ale wujka cieknącego po ścianach - to już i owszem. Zmierzam do tego, że na dobrą sprawę nie pozyskamy tu wiedzy, co dokładnie należy zrobić (z pominięciem wezwania wyspecjalizowanej firmy; uwaga: zdecydowanie nie może to być zwykła firma sprzątająca, jakich wiele, bo nie będzie w stanie wyczyścić mieszkania tak, aby kolejnym lokatorom nic nie groziło), ale za to zaznajomimy się z tym, jak wygląda rozkład ludzkiego ciała i jakie są jego skutki. Tak, zdecydowanie nie jest to lektura dla wrażliwych. Ciasteczka lepiej odłożyć na bok, bo zapewne dość szybko postanowią wrócić, ewentualnie - w najlepszym przypadku - stracić smak.

2024-07-28

Martin George R. R. - Ogień i krew


Tytuł oryginalny: Fire and Blood
Seria: Historia Targaryenów (1.1 i 1.2)
Książka na LC - cz. 1
Książka na LC - cz. 2
Raczej nie jest dziwnym zjawiskiem fakt, że gdy wychodzi głośna produkcja - czy to mowa o filmie, czy serialu - oparta na książce, to rzeczona książka zyskuje na uwadze. Czy podobnie było ze mną? Tak i nie. O literackim pierwowzorze dowiedziałam się, gdy zaistniał już pierwszy sezon Rodu smoka (który, swoją drogą, śledziłam z zapartym tchem), ale sama lektura... hm, powiedzmy, że musiała nabrać mocy urzędowej.

  Oraz doczekać się sprzyjających okoliczności. Za przypadek akurat uważam fakt, że zbiegło się to z premierą drugiego sezonu wspomnianego serialu, co nie zmienia faktu, że ostatecznie zaznajomiłam się z pozycją o jakże wdzięcznym tytule. Takim... bardzo targaryenowskim, a może właściwszym będzie stwierdzenie, że westeroskim? Wszak dobrze pamiętam, że już w samej sadze Pieśni lodu i ognia krwi i ognia nie brakowało. Westeros jest krainą, w której krew się leje na prawo i lewo... Nie, to nie tak, że żaden znany mi kraj - i mówię tu też o świecie realnym - nie został wykuty w ogniu (niekoniecznie smoka) oraz skąpany we krwi. Po prostu... w prozie Martina ta krew leje się bardzo gęsto - prawdopodobnie, gdybym miała zrobić ranking, to znalazłaby się na podium.

  W każdym razie, Ogień i krew nie jest typową książką, o jakiej się myśli na co dzień. Nie ma tu konkretnej fabuły, brakuje typowej konstrukcji powieści (zawiązanie akcji, rozwinięcie, kulminacja, zakończenie). Mamy bowiem do czynienia nie z powieścią, ale kroniką opisującą wydarzenia sprzed znanej nam już historii sagi Pieśni lodu i ognia. Czytamy o przodkach znanych nam bohaterów. Stąd mam lekki zgryz: jak w ogóle podejść do recenzowania takiej pozycji?

2024-07-17

Kubasiewicz Magdalena - Przeminęło z wiedźmą


Tytuł oryginalny: -
Seria: Królewska wiedźma (0)
Książka na LC
Wbrew pozorom - bo w oczy przeważnie rzucają się zagraniczne nazwiska - rodzime poletko fantastyki nie jest jałowe i ma to i owo do zaoferowania. Więc nie, nie sięgam po polską twórczość z powodu szeroko pojmowanego patriotyzmu, ale właśnie dlatego, że "swoje" staram się poznać, żeby nie wyszło zgodnie z ludową mądrością, że "cudze chwalicie, swego nie znacie".

    Trzymając się powyższego sięgnęłam po twórczość Kubasiewicz; jak na moje oko pisarka ta zalicza się do osób, które mają już ugruntowaną pozycję na polskiej scenie fantastycznej; w tym roku mija prawie dziesięć lat od jej książkowego debiutu i... w pewnym sensie krąg się zamyka. W pewnym sensie, bo pierwszą wydaną pozycją było Spalić wiedźmę, czyli pierwszy tom historii o Sanice (dygresja - jak sama Kubasiewicz wspomniała, funkcjonująca nazwa serii o tej bohaterce, tj. Królewska wiedźma nie jest nazwą oficjalną; ale jako że się to utarło, to nie będę już zawracać rzeki kijem i też jej będę używać). Tej samej Sanice, której towarzyszymy, wsadzając nos pomiędzy karty Przeminęło z wiedźmą. Ale nie, nie mamy tu do czynienia z kontynuacją, tylko z prequelem.

    Tylko, czy jest to jakiś powód do rozczarowania...? [Uwaga: jeśli nie znasz już oryginalnej dylogii o Sanice ani opowiadań, możesz potknąć się o spojlery, choć starałam się tego unikać. Nie, znajomość opowiadania Żar i wicher nie jest konieczna, żeby fabuła tej książki była jasna i klarowna; można ją potraktować jako samodzielną całość]

2024-07-05

Wielgus Grzegorz - Pieśń pustyni


Tytuł oryginalny: -
Seria: Ostrze Erkal (1)
Książka na LC
Zdawałoby się, że gdy za oknem żar leje się z nieba, zmuszając nawet największych ciepłolubów do szukania schronienia przed słonecznymi promieniami, to marzy się jednak o ochłodzie, choćby tej skrytej między wersami literatury. Nic bardziej mylnego - zresztą, co tu dużo mówić... jest to kolejna pozycja, po którą sięgnęłam w zasadzie z powodu Fantastycznej Karczmy (pozdrowienia dla Mateczki!).

    Tak więc skończyłam na piaskach pustyni, w największe upały ostatnich dni, więc po części można powiedzieć, iż utożsamiam się z bohaterką... której przecież skwar też bynajmniej nie oszczędzał.

    Pieśń pustyni jest moim pierwszym spotkaniem z Grzegorzem Wielgusem, ale bynajmniej nie oznacza to, że jest ona debiutem pisarskim. Bynajmniej. I cieszę się, że dopiero po lekturze tej pozycji zauważyłam, że pierwsza książka została opublikowana pod szyldem Novae Res - a niestety, nie jestem fanką dzieł, które opuszczają mury tego wydawnictwa. I to tak bardzo, że zastanowiłabym się zapewne jeszcze z kilka razy, zanim - o ile w ogóle - odważyłabym się wyruszyć na wydmy pustyni Erkal...

2024-06-28

Cleland John - Pamiętniki Fanny Hill


Tytuł oryginalny: Fanny Hill: Memoris of
a Woman of Pleasure

Seria: -
Książka na LC
Doprawdy, porzućcie wszelką nadzieję ci, którzy wchodzicie na discordowy serwer Fantastycznej Karczmy i myślicie, że wcale a wcale nie zwiększy to książkowego chciejstwa. Czy tym samym sugeruję, że sięgnięcie po tę pozycję po raz kolejny jest "winą" rozmów na tymże serwerze? Nie zaprzeczam, nie zaprzeczam...

    ... i bynajmniej nie żałuję. Ani trochę. 

    Jakby, jestem świadoma, że książkowy rynek jest zalewany kiepskiej jakości porno; że wspomnę tylko o Greyu pani E.L. James czy też nieszczęsnych Dworach spod pióra Maas (ryki Rhysa jakoś nie chcą opuścić mojej pamięci, a przydałoby się, bo moje ciary żenady miały własne ciary żenady, jak czytałam, że aż góry wstrząsało. Czy coś w ten deseń). Mogę dorzucić również cykl o kosmicznych barbarzyńcach (Barbarzyńcy z Lodowej Planety autorstwa Ruby Dixon) i pewnie mogłabym jeszcze zarzucać kolejnymi przykładami, ale... coraz dłuższa lista nie zmieniłaby faktu, że obecna literatura "romantyczna" pozostawia wiele do życzenia i... już Harlequiny swą jakości biją obecnych jej przedstawicieli na głowę. Serio-serio. Przy czym, dla uściślenia: mam tu na myśli Harlequiny jeszcze z zeszłego wieku. Ot, widać, że "lepsze [nowe - dopisek własny] jest wrogiem dobrego" i to bardzo dobitnie. Bo inaczej nie byłoby degrengolady jakości literackich dzieł, którymi się zaczytują mocno nieletnie panienki (serio-serio, ma się te wtyki w księgarniach i informacje, kto i po co przychodzi... buziaczki, siora!). Ale, na szczęście, Pamiętniki Fanny Hill powstały w XVIII (!) wieku. Inne czasy, inna kultura, inna jakość czytania. Łezka w oku i żal, że takich książek już nie ma... (chyba że się mylę - to proszę o naprostowanie i nakierowanie; odszczekam wtedy!).

2024-06-25

Kristoff Jay - Wampirze cesarstwo


Tytuł oryginalny: Empire of the Vampire
Seria: Wampirze cesarstwo (1)
Książka na LC
Czysty przypadek sprawił, że natknęłam się na "Wampirze cesarstwo". Znaczy... nawet jeśli byłabym świadoma istnienia tej pozycji, to najzwyczajniej w świecie bym nią wzgardziła. Bo wampiry - do spółki z wilkołakami (choć do futer mam więcej sympatii niż pijawek) - jednak już kapkę wychodzą mi bokiem. Że wspomnę tylko o osławionym (możecie się ze mną nie zgadzać, ale z mojej perspektywy nie ma czym się szczycić pod kątem jakości) Zmierzchu Meyer bądź serialu Czysta krew. Dorzucić mogę jeszcze chociażby Co robimy w ukryciu i... och, można wymieniać długo.

    Naprawdę długo. Zmierzam jednak do tego, że aktualnie - przynajmniej z tego, co do mnie dotarło, bo naprawdę nie zamierzam grzebać i sprawdzać; nadal mam szeroko pojęte "fuj" - doszło do, hm, jak to ująć... zromantyzowania tych istot mroku. Romanse, romansiki, wzdychanie i sparklenie w pełnym słońcu, ewentualnie jakieś karykatury - wszystko to złożyło się na fakt, że najzwyczajniej w świecie ta tematyka mi obrzydła i koniec, kropka.

    Ale Wampirze cesarstwo... o, to już inna bajka. Nie żałuję ani trochę, że dałam się skusić w wyniku obserwacji dyskusji (pozdrawiam ekipę - kto wie, ten wie; naprawdę, jakby nie Wy, to nie byłoby zaznajomienia się z Kristoffem). Ta pozycja wciągnęła, przeżuła, wypluła i... nawet nieszczególnie mam czas na klasycznego kaca książkowego, bo na szczęście drugi tom już na mnie czeka...

2024-06-18

Bonowicz Karina - Nie wywołuj wilka z lasu


Tytuł oryginalny: -
Seria: Gdzie diabeł mówi dobranoc (2)
Książka na LC
Chciałabym móc stwierdzić z cała pewnością, że rzadko brakuje mi słów, aby coś wyrazić, ale być może nie jest to do końca prawda, więc tak nie zrobię. Co nie zmienia faktu, że patrząc na tę książkę, na myśl nasuwa się "eee... i co ja mam z tym teraz zrobić". No właśnie, co? Pozycja taka, że nawet wahałam się, czy w ogóle cokolwiek na jej temat pisać, bo a nuż faktycznie nie znajdę odpowiedniej ilości słów, aby oddać jej... 

    ... nijakość? To stwierdzenie chyba najlepiej oddaje moje odczucia wobec tej pozycji. Niby coś się dzieje, niby jest jakaś fabuła, konflikty i tajemnice, a koniec końców... meh. I nawet nie jestem pewna, czy chcę poświęcić te mocno niecałe 30 złociszy, aby zapoznać się z zamknięciem historii. Niby zazwyczaj staram się kończyć cykle, jednak w tym przypadku rozczarowanie kradnie całą uwagę i nieszczególnie skłania do poświęcenia jeszcze większej uwagi Gdzie diabeł mówi dobranoc. Szkoda, bo z tego co kojarzę, wrażenia po poprzedniej części miałam całkiem pozytywne (a może to była kwestia, że i też mniej lat na karku? Jakkolwiek by nie patrzeć, trochę minęło pomiędzy lekturą obu tych tomów), a teraz... teraz to aż brak słów.

    A może wręcz szkoda klawiatury. Szkoda tym większa, bo Karina Bonowicz jest polską pisarką, a myśląc o polskiej fantastyce nie nasuwa mi się cały korowód nazwisk, jak to bywa w przypadku tej zagranicznej. Cóż, trudno, Bonowicz najwyraźniej nie dołączy do pisarzy, z którymi bym kojarzyła rodzime poletko bardziej lub mniej magicznych dziwów.

2024-06-16

Kingfisher T. - Pokrzywa i kość


Tytuł oryginalny: Nettle & Bone
Seria: -
Książka na LC
Chyba powinnam porzucić nawyk wędrowania do wanny wraz z czytnikiem, zwłaszcza gdy dopiero co na tapet została wzięta papierowa książka. Wiadomo, papier jest bardzo ryzykowny, czytnik trochę mniej, ale... tak, tak to się kończy. Zarwaną nocą. I generalnie bardzo szybko przeczytaną pozycją...

    Tym razem oko mi się zawiesiło na Pokrzywa i kość autorstwa T. Kingfisher, a właściwie Ursuli Vernon, z którą już się zetknęłam przy okazji Wypieków defensywnych i... wygląda na to, że jeszcze bliższe zaznajomienie się z twórczością tej autorki jest bardzo kuszące.

    Jak na kogoś, kto zajmuje się opowiastkami dla dzieci przystało, w tej pozycji wracamy do źródeł. Do opowieści z dzieciństwa, tyle że wtedy - przynajmniej z mojej perspektywy - historie takie postrzega się zupełnie inaczej. Jak i sam świat zresztą; wtedy nie był taki wielki, straszny... mając te kilkadziesiąt lat więcej na karku idzie się złapać za głowę w niemym przerażeniu, że niektóre bajki postrzegało się jako... hm, urocze? Godne marzeń o wcieleniu się w bohaterów? Mniejsza, grunt, że wtedy odbiór był pozytywny. A teraz... teraz, gdy przez ręce przewinęła mi się ta pozycja, zrozumiałam (no bo przecież nie rozmyśla się o bajkach na co dzień...). Dzieciństwo zrujnowane, jak to się mówi.

2024-06-15

Andrews Ilona - Pożoga


Tytuł oryginalny: Wildfire
Seria: Ukryte dziedzictwo (3)
Książka na LC
"Sięgnęłam po czytnik i nie przestałam czytać, aż nastał nowy dzień" - zaraz, zaraz, czy ja już tego nie pisałam? A i owszem, dopiero co przecież, przy recenzji Białego żaru. Znaczy się... powtórka z rozrywki była. Bo tak, znowu zarwałam noc nad kolejną częścią Ukrytego dziedzictwa.

    I wiecie co? Nie żałuję, ani trochę, mimo iż powieki proszą się o zapałki niepozwalające na ich opuszczenie oraz zapadnięcie momentalnie w głęboki sen. Choć zapewne wypadałoby się porządnie wyspać, zamiast siadać do recki, ale... nie, tak jak nie mogłam się powstrzymać przed rzuceniem się wręcz na trzecią część - która to bynajmniej nie jest, jak z początku myślałam, zamknięciem trylogii (Fabryko Słów! Naprawdę mocno czekam na kontynuację!), a przynajmniej nie w ujęciu "to koniec tej fabuły, można się rozejść" - tak i wręcz nie mogę odłożyć napisanie tego tekstu w czasie.

    Gwoli ścisłości - w pewnym sensie, z tego co widziałam, Pożoga faktycznie zamyka trylogię, którą można określić mianem "trylogii Nevady"; potem podobno następuje zmiana na Catalinę, co stanowi już kolejną trylogię - ale, zdaje się, ciągłość historii jest zachowana. Jak wygląda rzeczywistość? Mam nadzieję przekonać się o tym jeszcze w tym roku - Fabryka zapowiedziała kolejną część na wrzesień. I trzymam kciuki, żeby nic się w tej materii nie zmieniło.

2024-06-13

Andrews Ilona - Biały Żar


Tytuł oryginalny: White Hot
Seria: Ukryte dziedzictwo (2)
Książka na LC
"Napuszczając wody do wanny, sięgnęłam po czytnik i nie przestałam czytać, aż nastał nowy dzień" - w zasadzie tyle mogłabym napisać i w teorii całe to jedno zdanie wystawia stosowną laurkę kolejnej części Ukrytego dziedzictwa, pióra małżeństwa Gordon aka Ilony Andrews.

    Troszkę to podkolorowałam, bo jednak udało mi się zachować minimum rozsądku i odłożyć książkę, zanim faktycznie zza horyzontu zaczęło wyglądać słonko, co nie zmienia bynajmniej faktu, iż Biały Żar czytało się z zapartym tchem, bez chwili nudy oraz bez poczucia upływającego czasu. 

    Czy żałuję, że zarwałam noc? Absolutnie nie, było warto, nawet jeśli psiecko dało mi raptem jakieś 3 godziny, zanim zaczęło dawać dobitnie do zrozumienia, że dość tego wylegiwania i najwyższa pora pooglądać budzący się dopiero świat. Bynajmniej nie z balkonu, a krocząc po zroszonej rosą trawie. Ale, do brzegu. I jeszcze jedno - uprzedzam, że mogą pojawić się spojlery, zwłaszcza jeśli treść tomu pierwszego nie jest znana.

2024-06-09

Canavan Trudi - Klątwa Kreatorów


Tytuł oryginalny: Maker’s Curse
Seria: Prawo Millenium (4)
Książka na LC
Jeśli miałabym jakoś określić swoją relację z twórczością Trudi Canavan, to chyba najlepszym sformułowaniem by było "to skomplikowane". Gdy całe eony temu (prawie 20 lat temu) po raz pierwszy zetknęłam się z tą pisarką - przepadłam. Trylogia Czarnego Maga to było wtedy dla mnie coś wspaniałego i... chyba najprościej ująć to w ten sposób: dalej poszło już samo.

    Cały cykl kyraliański (czyli dwie trylogie + prequel), Era pięciorga, antologia, Prawo Millenium... każdą pozycję musiałam dorwać, obwąchać, umieścić na półce (ewentualnie złożyć na stosie sssskarbów i rozłożyć się na nich niczym najprawdziwszy smok). Inaczej rzecz ujmując, Canavan wielbiłam. Przynajmniej na początku, potem brałam jej książki już dla zasady; nie jestem pewna, dlaczego się uparłam, żeby mieć je wszystkie. Zwłaszcza że doskonale pamiętam, że trafił się moment, w którym uznałam, iż cała twórczość Trudi robi się najzwyczajniej w świecie wtórna. Że Australijka zaczyna pożerać własny ogon - niby nowe historie, nowe światy, a jednak - w kółko to samo, choć w teorii w nowym wydaniu.

    I ostatecznie zaowocowało to tym, że do Klątwy kreatorów bardzo mi się nie spieszyło; aż specjalnie sprawdziłam datę wydania w stopce - 2020 rok. Czyli 4 lata leżenia odłogiem, zanim spojrzałam na książkę łaskawszym okiem. Nie powiem, mam bardzo mieszane odczucia - z jednej strony wciąż mam wyryte w pamięci, co sądziłam o Canavan, z drugiej... z drugiej nie mogę powiedzieć, że Klątwa mnie zmęczyła i przyprawiła o ciągłe ziewanie. Szok i niedowierzanie.

2024-05-29

Kingfisher T. - Wypieki defensywne


Tytuł oryginalny: A Wizard’s Guide to Defensive
Baking

Seria: -
Książka na LC
Lubicie wypieki? Słodkie (lub nie) i pachnące tak, że nawet umarłego mogłyby skłonić do wygrzebania się z trumny. A piec lubicie? Osobiście nie ukrywam, iż lubię się czasem zamknąć w kuchni i zaprosić do domu choć odrobinę piekarnianych zapachów; dzieje się wtedy prawdziwa magia. Z bezkształtnej często papki powstaje... coś. I wydaje się znikać jeszcze szybciej niż trwał cały proces przygotowywania...

    Niedziwne więc, iż zaciekawiła mnie propozycja wydawnictwa SQN, już z okładki krzycząca, iż będzie bardzo piekarniczo. A że niby to młodzieżowe? Oj tam, oj tam, wewnętrzne dziecko trzeba pielęgnować, zwłaszcza że za rogiem mamy Dzień dziecka. Dlaczego by więc nie uraczyć się literaturą - w założeniu - lżejszą niż ąę pozycje dla mocno już dorosłych? Ano właśnie. Zwłaszcza że osobiście w fantastycznym poletku i tak wystrzegam się podejścia, że jak coś jest YA, to automatycznie fu-fu i nie ruszać, bo wstyd, hańba i tak dalej.

    Ale, ale, coś odpływam z dywagacjami, zatem - do brzegu więc. Co dobrego upiekł jegomość T. Kingfisher? A raczej jejmość Ursula Vernon, kryjąca się za pseudonimem, pod którym - jak dowiadujemy się z końcowych podziękowań - wydaje pozycje o mroczniejszym klimacie niż ten, do których przyzwyczaiła swoich odbiorców. W Polsce twórczość tej pisarki pojawiła się dokładnie rok temu (czyli w maju 2023, jeśli wierzyć datom na LC) i jak na moje oko zebrała już całkiem niezłą grupę fanów.

2024-05-20

Andrews Ilona - Płoń dla mnie


Tytuł oryginalny: Burn for me
Seria: Ukryte dziedzictwo (1)
Książka na LC
Na książki Ilony Andrews (hm... ale to za momencik) zabierałam się od dość dawna. Jak to jednak bywa, na pierwszy plan wysuwały się inne lektury lub coś zgoła innego. I tak pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki musiało poczekać. Wróć.

    Mówiłam że "za momencik"? No właśnie, bo Ilona Andrews nie jest autorką. Właściwie to nawet nie istnieje. Za tym pseudonimem  - bo to właśnie jest pseudonim - kryje się małżeństwo: Ilona i Andrew (brzmi znajomo?) Gordon. Czy to w czymkolwiek przeszkadza, jeśli chodzi o odbiór lektury? Oczywiście że nie, niemniej odnotowuję ten fakt z czysto kronikarskiego obowiązku.

    Samo zaś spotkanie z twórczością tegoż małżeństwa śmiem uznać za całkiem udane. Nie wiem, jak wy, ale osobiście już sam tytuł odbieram co najmniej dwojako i...

    ... nie można powiedzieć, żeby to nie miało żadnego uzasadnienia. Ale nie, bynajmniej, nie jest to pozycja, którą mogłabym wrzucić w całości do szufladki "romans", bynajmniej - nadal jest to solidny kawał lektury z gatunku urban fantasy.

2024-05-19

Sanderson Brandon - Rytmatysta


Tytuł oryginalny: The Rithmatist
Seria: Rytmatysta (1)
Książka na LC
Sandersona prawdopodobnie nie trzeba przedstawiać - w świecie fantastyki jest to jednak bardzo dobrze znane nazwisko; na tyle, że czasem mam wrażenie iż ten pan wyskoczy mi z lodówki. Nie zrozumcie mnie źle - o ile są nazwiska, przy których się wzdycha "ledwo wydał książkę, to już kolejna, i jakim cudem ma być dobrej jakości, skoro nawet nie ma czasu na research. A poza tym to już mam go w lodówce i zaraz wyskoczy z ustępu", to naprawdę w tym przypadku nie ma to pejoratywnego wydźwięku. Jak dla mnie - niewiele jest osób, które potrafią pisać tyle, co on i robić to naprawdę dobrze. A dodać do tego jeszcze kreację uniwersum (chociażby Cosmere! Gdzie bynajmniej nie jest to jeden świat, lecz wiele), odmiennych systemów magii... Ilość nici, z których tka swój gobelin jest naprawdę przeogromna i podziw budzi, iż nie splątały się okrutnie, tworząc bezkształtny supeł.

    I choć Cosmere jest czymś, co nasuwa się jako pierwsze po usłyszeniu "Sanderson", to na tym twórczość tego autora bynajmniej się nie kończy - czego przykładem jest choćby "Rytmatysta", pozycja skierowana do młodszych odbiorców, co zdecydowanie nie oznacza, iż dorosły nie będzie się przy niej dobrze bawił. Wręcz przeciwnie - osobiście praktycznie zapomniałam o całym świecie, gdy tylko uniosłam okładkę i weszłam w nurt utkanej opowieści...

2024-05-18

Z kłakiem w literacki świat!

Dzień dobry, świecie! Choć chwila, ze światem przywitałam się parę ładnych dekad temu... więc jeszcze raz: dzień dobry (lub zły, jeśli tak wolicie - wszak nie chwali się dnia przed zachodem słońca) wszyscy wędrowcy, którzy zbłądziliście wśród ścieżek Internetu i trafiliście tutaj!

    No dobrze, pierwsze koty za płoty, więc...? Co my tu właściwie robimy? Nie ukrywam, że trochę zostałam do tego namówiona; już kiedyś parałam się pisaniem opinii o książkach (tfu, poprawka, oczywiście że mam na myśli recenzje, a to jest swego rodzaju różnica), to jednak wskutek różnych zawirowań życiowych ta część mojej działalności została zarzucona. Na zawsze, zdawałoby się.