Nie do końca jestem pewna, co się tu podziało, że w ogóle tę książkę skończyłam czytać, zamiast ją odłożyć po tym, jak w końcu zdałam sobie sprawę z tego, że pierwsze odczucie po przejrzeniu opisu tejże pozycji nie było takie nietrafione. No ale karty... to była moja zguba.
... bo sam pomysł naprawdę nie brzmi źle, przynajmniej z perspektywy osoby, która Tarotem się interesuje. Ale ostatecznie skończyło się na tym, że mam takie... "eee", jak zerkam na LC i widzę peany na cześć tego... czegoś. Może po prostu jestem na to za stara, bo pozycja ta ewidentnie jest kierowana do młodszych osób i z ich perspektywy wszystko może być cacy. Z mojej - zmarnowano dobry pomysł i wiele drzew na to, by Cesarzowa kart mogła zawitać pod strzechy. Niestety. W każdym razie, nie planuję się szczególnie rozwodzić nad tą pozycją.
Gwoli ścisłości: nie jest to pozycja samodzielna, co widać po sposobie, w jaki się kończy. W Polsce jednak - na chwilę obecną - kontynuacja nie została wydana, a sam pierwszy tom nie znajduje się oficjalnie pod szyldem cyklu. Ewentualnie po prostu nie umiem szukać. Niemniej, za kolejnymi częściami bynajmniej nie planuję płakać...
Evangeline Green jest szesnastolatką, która zaliczyła wakacyjny pobyt w psychiatryku. Bo miała wizje, to raz, dwa - babcia (którą to własna córka, czyli matka bohaterki też przed laty wsadziła do psychiatryka) karmiła wnuczkę opowieściami, w których ważną rolę odgrywał Tarot... Dziewczę w szkole jest dość popularne, ma najlepszą psiapsi i przystojnego chłopaka; generalnie rzecz ujmując, z pominięciem tych wizji jest całkiem normalną, typową (pod kątem tego, co można w telewizorni zobaczyć; mało to seriali i filmów o takich dzieciakach?) amerykańską nastolatką, próbującą żyć normalnie i tym samym uniknąć powrotu do zakładu dla obłąkanych. Ale życie ma zupełnie inny plan - okazuje się, że babcia miała rację, a wizje nie były znowu takie z czapy... innymi słowy mówiąc, nadchodzi Błysk. Znany do tej pory świat się kończy; gros ludzi umiera, a ci, co przeżyli, walczą o przetrwanie.
Najlepszym aspektem tej książki, mam wrażenie, jest jej struktura. Bo to nie tak, że siadamy i od początku widzimy nastoletnie życie panny Green - najpierw patrzymy na świat z punktu widzenia mężczyzny, który wabi kobiety do siebie. Od razu wzbudza antypatię, widać, że dobrych zamiarów nie ma, a jego upatrzona ofiara zapewne nie skończy dobrze. Tylko zanim przekuje zamiary w czyn, najpierw chce usłyszeć historię... I w ten sposób właśnie cofamy się do czasów sprzed Błysku, a następnie dowiadujemy się, jakie były losy Evangeline, zanim dotarła do pułapki mężczyzny, który to ewidentnie ma poprzestawiane klepki. Powstaje więc zagadka - co się stanie, gdy opowieść dobiegnie końca? Skończy marnie czy się wywinie?
Co do reszty... Bohaterowie? Mam wrażenie, że płascy niczym naleśniki. Dziewczęta? Duże skoncentrowanie na strojach (przed Błyskiem, oczywiście), wspólne oglądanie Top Model (czy czegoś...) to świętość. Chłopak Evangeline? Jak sam mówił - w głowie ma tylko dwie rzeczy; sport i ją samą. Że już nie wspomnę o obietnicy, że się z nim prześpi i straci cnotę, jak już te 16 lat skończy... Fajnie, że autorka zaznaczyła wątpliwości w tej kwestii, niefajnie moim zdaniem, że jednak stanęło na "tak, zrobię to" (jaki to daje przykład młodym pannicom, które miały nieszczęście sięgnąć po Cesarzową, a jednocześnie mają podobne dylematy? Żaden, a jeśli już, to negatywny). A że amerykańska szkoła bez łobuzów obejść się nie może, to tacy też tu są. Zwłaszcza ten jeden, Jackson, który ostatecznie okazuje się bohaterskim ekspertem od przetrwania i jednocześnie strzela fochy na każdym kroku, bez dania szansy, by cokolwiek wytłumaczyć. Na innych bohaterów to już spuszczę zasłonę milczenia.
Podsumowując - bo serio nie ma nad czym się rozwodzić - pomysł był, ale jego realizacja po prostu leży i kwiczy. Wielu rzeczy idzie się domyślić wcześniej, przez co nie czułam się zaskoczona; chwilami to nawet nie pozostawało nic innego, jak tylko przewrócić oczyma z powodu odwrotnej inteligencji postaci. Tak, poziom infantylizmu przebijał wręcz sufit, co jest chyba ostatecznym dowodem na to, że pozycja ta jest kierowana do młodszych, nawet jeśli poruszana tematyka chwilami niezbyt na to wskazuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz