Doprawdy, porzućcie wszelką nadzieję ci, którzy wchodzicie na discordowy serwer Fantastycznej Karczmy i myślicie, że wcale a wcale nie zwiększy to książkowego chciejstwa. Czy tym samym sugeruję, że sięgnięcie po tę pozycję po raz kolejny jest "winą" rozmów na tymże serwerze? Nie zaprzeczam, nie zaprzeczam...
... i bynajmniej nie żałuję. Ani trochę.
Jakby, jestem świadoma, że książkowy rynek jest zalewany kiepskiej jakości porno; że wspomnę tylko o Greyu pani E.L. James czy też nieszczęsnych Dworach spod pióra Maas (ryki Rhysa jakoś nie chcą opuścić mojej pamięci, a przydałoby się, bo moje ciary żenady miały własne ciary żenady, jak czytałam, że aż góry wstrząsało. Czy coś w ten deseń). Mogę dorzucić również cykl o kosmicznych barbarzyńcach (Barbarzyńcy z Lodowej Planety autorstwa Ruby Dixon) i pewnie mogłabym jeszcze zarzucać kolejnymi przykładami, ale... coraz dłuższa lista nie zmieniłaby faktu, że obecna literatura "romantyczna" pozostawia wiele do życzenia i... już Harlequiny swą jakości biją obecnych jej przedstawicieli na głowę. Serio-serio. Przy czym, dla uściślenia: mam tu na myśli Harlequiny jeszcze z zeszłego wieku. Ot, widać, że "lepsze [nowe - dopisek własny] jest wrogiem dobrego" i to bardzo dobitnie. Bo inaczej nie byłoby degrengolady jakości literackich dzieł, którymi się zaczytują mocno nieletnie panienki (serio-serio, ma się te wtyki w księgarniach i informacje, kto i po co przychodzi... buziaczki, siora!). Ale, na szczęście, Pamiętniki Fanny Hill powstały w XVIII (!) wieku. Inne czasy, inna kultura, inna jakość czytania. Łezka w oku i żal, że takich książek już nie ma... (chyba że się mylę - to proszę o naprostowanie i nakierowanie; odszczekam wtedy!).
Na wstępie - mała ciekawostka. Cleland napisał Pamiętniki siedząc w więzieniu z powodu długów, a potem... potem ponownie został osadzony - z powodu publikacji tegoż dzieła. To już daje jakieś pojęcie o tym, jak bardzo bezecne musi być, skoro z powodu nieobyczajnych treści zaaresztowano nie tylko samego pisarza, ale i wydawcę wraz z drukarzem! Pewnie, inne czasy, inna moralność, ale i też mam wrażenie, że gdyby skala była znacznie mniejsza, to nie doszłoby do takiej wręcz kuriozalnej sytuacji.
Zgodnie z tytułem, całość jest stylizowana na zapiski Fanny Hill, wspominającej swoją przeszłość. Naga prawda, jak zarzeka się ich autorka; ale też i nie tylko prawda jest w nich naga... W każdym razie, historia jakich wiele - rodzice umarli, krewnych niet, młode to i naiwne, więc dało się namówić na wyjazd do Londynu, co już samo w sobie było swego rodzaju oszustwem. A potem... potem Fanny ponownie daje się omamić, nie dostrzegając, że pośredniczka pracy i nadobna pani Braun wcale nie mają kryształowych zamiarów... Dalej już z górki: oczywiście okazuje się, że bohaterka trafiła do, ładniej mówiąc, lupanaru. I wstępuje na ścieżkę negocjowalnego afektu.
Czy fabuła jest przewidywalna? Bardzo. Ale umówmy się, że sama w sobie ma najmniejsze znaczenie; jak na erotyk przystało, dostajemy tu wiele opisów i określeń, na których współczesne ałćtoreczki mogłyby się wzorować i tym samym podszlifować swój warsztat. Bo tak się składa, że Cleland, mimo iż w słowach nie przebiera, to jednak wywołuje uśmiech, miast zniesmaczenia, po którym zostaje tylko umyć oczy domestosem i zasugerować "tfurcy dzieUa" dokładnie to:
A jako że seks ma przecież wiele odcieni, to lektura nie kończy się na leżeniu na plecach z szeroko rozłożonymi nogami. Keks jest pieczony na wiele sposobów; stykamy się z fetyszami, swego rodzaju rytuałami i... tak, są też wątki homoseksualne, choć uprzedzam: daleko temu od gloryfikacji; ba, sama Fanny nieszczególnie akceptuje ten rodzaj miłości.
Drugoplanowi bohaterowie prawie nie istnieją; znaczy się - są. Głównie imionami i ewentualnie ciałami. Z jednej strony brakowało mi trochę większej ilości szczegółów na ich temat, z drugiej - jak się zastanowić, pasuje to do pamiętnikowej formy. Jakoś średnio sobie wyobrażam, że spisując wspomnienia rozwodzę się nad osobą taką czy siaką, raczej wolałabym się skupić na wydarzeniach i ich skutkach. Niemniej, to trzeba autorowi oddać - te postaci jednak po coś są. Nie kręcą się jak 🍤 w przerębli, ale nadają całej historii konkretny kierunek.
Całą tę lekturę pochłonęłam błyskawicznie, w jeden wieczór. Jest lekko napisana, można się często uśmiechnąć. Minus? Właściwie się nie czuje, że tragedie są tragediami. Ojej, stało się to i to, no nic, płyniemy do następnego portu i pozamiatane. Pokusiłabym się zatem o stwierdzenie, że Fanny jest typem Mary Sue; cokolwiek by się nie działo, to koniec końców wychodzi na jej korzyść. No i można się też zastanowić nad wiekiem - na początku tej lektury panienka Hill ma raptem 15 lat, więc ze współczesnej perspektywy jest bardzo, bardzo młoda. Ale tu jednak biorę poprawkę na czasy, w których powstały Pamiętniki oraz na sam gatunek tej pozycji.
Reasumując? Jeśli macie ochotę na coś mniej grzecznego, coś, czego nie dałoby się do rąk nikomu poniżej 18 roku życia, coś lekkiego i na jeden raz oraz wolny wieczór - polecam, naprawdę, bo ubawić się można setnie, nie kończąc przy tym lektury z kosmicznym wręcz absmakiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz