2024-06-28

Cleland John - Pamiętniki Fanny Hill


Tytuł oryginalny: Fanny Hill: Memoris of
a Woman of Pleasure

Seria: -
Książka na LC
Doprawdy, porzućcie wszelką nadzieję ci, którzy wchodzicie na discordowy serwer Fantastycznej Karczmy i myślicie, że wcale a wcale nie zwiększy to książkowego chciejstwa. Czy tym samym sugeruję, że sięgnięcie po tę pozycję po raz kolejny jest "winą" rozmów na tymże serwerze? Nie zaprzeczam, nie zaprzeczam...

    ... i bynajmniej nie żałuję. Ani trochę. 

    Jakby, jestem świadoma, że książkowy rynek jest zalewany kiepskiej jakości porno; że wspomnę tylko o Greyu pani E.L. James czy też nieszczęsnych Dworach spod pióra Maas (ryki Rhysa jakoś nie chcą opuścić mojej pamięci, a przydałoby się, bo moje ciary żenady miały własne ciary żenady, jak czytałam, że aż góry wstrząsało. Czy coś w ten deseń). Mogę dorzucić również cykl o kosmicznych barbarzyńcach (Barbarzyńcy z Lodowej Planety autorstwa Ruby Dixon) i pewnie mogłabym jeszcze zarzucać kolejnymi przykładami, ale... coraz dłuższa lista nie zmieniłaby faktu, że obecna literatura "romantyczna" pozostawia wiele do życzenia i... już Harlequiny swą jakości biją obecnych jej przedstawicieli na głowę. Serio-serio. Przy czym, dla uściślenia: mam tu na myśli Harlequiny jeszcze z zeszłego wieku. Ot, widać, że "lepsze [nowe - dopisek własny] jest wrogiem dobrego" i to bardzo dobitnie. Bo inaczej nie byłoby degrengolady jakości literackich dzieł, którymi się zaczytują mocno nieletnie panienki (serio-serio, ma się te wtyki w księgarniach i informacje, kto i po co przychodzi... buziaczki, siora!). Ale, na szczęście, Pamiętniki Fanny Hill powstały w XVIII (!) wieku. Inne czasy, inna kultura, inna jakość czytania. Łezka w oku i żal, że takich książek już nie ma... (chyba że się mylę - to proszę o naprostowanie i nakierowanie; odszczekam wtedy!).

2024-06-25

Kristoff Jay - Wampirze cesarstwo


Tytuł oryginalny: Empire of the Vampire
Seria: Wampirze cesarstwo (1)
Książka na LC
Czysty przypadek sprawił, że natknęłam się na "Wampirze cesarstwo". Znaczy... nawet jeśli byłabym świadoma istnienia tej pozycji, to najzwyczajniej w świecie bym nią wzgardziła. Bo wampiry - do spółki z wilkołakami (choć do futer mam więcej sympatii niż pijawek) - jednak już kapkę wychodzą mi bokiem. Że wspomnę tylko o osławionym (możecie się ze mną nie zgadzać, ale z mojej perspektywy nie ma czym się szczycić pod kątem jakości) Zmierzchu Meyer bądź serialu Czysta krew. Dorzucić mogę jeszcze chociażby Co robimy w ukryciu i... och, można wymieniać długo.

    Naprawdę długo. Zmierzam jednak do tego, że aktualnie - przynajmniej z tego, co do mnie dotarło, bo naprawdę nie zamierzam grzebać i sprawdzać; nadal mam szeroko pojęte "fuj" - doszło do, hm, jak to ująć... zromantyzowania tych istot mroku. Romanse, romansiki, wzdychanie i sparklenie w pełnym słońcu, ewentualnie jakieś karykatury - wszystko to złożyło się na fakt, że najzwyczajniej w świecie ta tematyka mi obrzydła i koniec, kropka.

    Ale Wampirze cesarstwo... o, to już inna bajka. Nie żałuję ani trochę, że dałam się skusić w wyniku obserwacji dyskusji (pozdrawiam ekipę - kto wie, ten wie; naprawdę, jakby nie Wy, to nie byłoby zaznajomienia się z Kristoffem). Ta pozycja wciągnęła, przeżuła, wypluła i... nawet nieszczególnie mam czas na klasycznego kaca książkowego, bo na szczęście drugi tom już na mnie czeka...

2024-06-18

Bonowicz Karina - Nie wywołuj wilka z lasu


Tytuł oryginalny: -
Seria: Gdzie diabeł mówi dobranoc (2)
Książka na LC
Chciałabym móc stwierdzić z cała pewnością, że rzadko brakuje mi słów, aby coś wyrazić, ale być może nie jest to do końca prawda, więc tak nie zrobię. Co nie zmienia faktu, że patrząc na tę książkę, na myśl nasuwa się "eee... i co ja mam z tym teraz zrobić". No właśnie, co? Pozycja taka, że nawet wahałam się, czy w ogóle cokolwiek na jej temat pisać, bo a nuż faktycznie nie znajdę odpowiedniej ilości słów, aby oddać jej... 

    ... nijakość? To stwierdzenie chyba najlepiej oddaje moje odczucia wobec tej pozycji. Niby coś się dzieje, niby jest jakaś fabuła, konflikty i tajemnice, a koniec końców... meh. I nawet nie jestem pewna, czy chcę poświęcić te mocno niecałe 30 złociszy, aby zapoznać się z zamknięciem historii. Niby zazwyczaj staram się kończyć cykle, jednak w tym przypadku rozczarowanie kradnie całą uwagę i nieszczególnie skłania do poświęcenia jeszcze większej uwagi Gdzie diabeł mówi dobranoc. Szkoda, bo z tego co kojarzę, wrażenia po poprzedniej części miałam całkiem pozytywne (a może to była kwestia, że i też mniej lat na karku? Jakkolwiek by nie patrzeć, trochę minęło pomiędzy lekturą obu tych tomów), a teraz... teraz to aż brak słów.

    A może wręcz szkoda klawiatury. Szkoda tym większa, bo Karina Bonowicz jest polską pisarką, a myśląc o polskiej fantastyce nie nasuwa mi się cały korowód nazwisk, jak to bywa w przypadku tej zagranicznej. Cóż, trudno, Bonowicz najwyraźniej nie dołączy do pisarzy, z którymi bym kojarzyła rodzime poletko bardziej lub mniej magicznych dziwów.

2024-06-16

Kingfisher T. - Pokrzywa i kość


Tytuł oryginalny: Nettle & Bone
Seria: -
Książka na LC
Chyba powinnam porzucić nawyk wędrowania do wanny wraz z czytnikiem, zwłaszcza gdy dopiero co na tapet została wzięta papierowa książka. Wiadomo, papier jest bardzo ryzykowny, czytnik trochę mniej, ale... tak, tak to się kończy. Zarwaną nocą. I generalnie bardzo szybko przeczytaną pozycją...

    Tym razem oko mi się zawiesiło na Pokrzywa i kość autorstwa T. Kingfisher, a właściwie Ursuli Vernon, z którą już się zetknęłam przy okazji Wypieków defensywnych i... wygląda na to, że jeszcze bliższe zaznajomienie się z twórczością tej autorki jest bardzo kuszące.

    Jak na kogoś, kto zajmuje się opowiastkami dla dzieci przystało, w tej pozycji wracamy do źródeł. Do opowieści z dzieciństwa, tyle że wtedy - przynajmniej z mojej perspektywy - historie takie postrzega się zupełnie inaczej. Jak i sam świat zresztą; wtedy nie był taki wielki, straszny... mając te kilkadziesiąt lat więcej na karku idzie się złapać za głowę w niemym przerażeniu, że niektóre bajki postrzegało się jako... hm, urocze? Godne marzeń o wcieleniu się w bohaterów? Mniejsza, grunt, że wtedy odbiór był pozytywny. A teraz... teraz, gdy przez ręce przewinęła mi się ta pozycja, zrozumiałam (no bo przecież nie rozmyśla się o bajkach na co dzień...). Dzieciństwo zrujnowane, jak to się mówi.

2024-06-15

Andrews Ilona - Pożoga


Tytuł oryginalny: Wildfire
Seria: Ukryte dziedzictwo (3)
Książka na LC
"Sięgnęłam po czytnik i nie przestałam czytać, aż nastał nowy dzień" - zaraz, zaraz, czy ja już tego nie pisałam? A i owszem, dopiero co przecież, przy recenzji Białego żaru. Znaczy się... powtórka z rozrywki była. Bo tak, znowu zarwałam noc nad kolejną częścią Ukrytego dziedzictwa.

    I wiecie co? Nie żałuję, ani trochę, mimo iż powieki proszą się o zapałki niepozwalające na ich opuszczenie oraz zapadnięcie momentalnie w głęboki sen. Choć zapewne wypadałoby się porządnie wyspać, zamiast siadać do recki, ale... nie, tak jak nie mogłam się powstrzymać przed rzuceniem się wręcz na trzecią część - która to bynajmniej nie jest, jak z początku myślałam, zamknięciem trylogii (Fabryko Słów! Naprawdę mocno czekam na kontynuację!), a przynajmniej nie w ujęciu "to koniec tej fabuły, można się rozejść" - tak i wręcz nie mogę odłożyć napisanie tego tekstu w czasie.

    Gwoli ścisłości - w pewnym sensie, z tego co widziałam, Pożoga faktycznie zamyka trylogię, którą można określić mianem "trylogii Nevady"; potem podobno następuje zmiana na Catalinę, co stanowi już kolejną trylogię - ale, zdaje się, ciągłość historii jest zachowana. Jak wygląda rzeczywistość? Mam nadzieję przekonać się o tym jeszcze w tym roku - Fabryka zapowiedziała kolejną część na wrzesień. I trzymam kciuki, żeby nic się w tej materii nie zmieniło.

2024-06-13

Andrews Ilona - Biały Żar


Tytuł oryginalny: White Hot
Seria: Ukryte dziedzictwo (2)
Książka na LC
"Napuszczając wody do wanny, sięgnęłam po czytnik i nie przestałam czytać, aż nastał nowy dzień" - w zasadzie tyle mogłabym napisać i w teorii całe to jedno zdanie wystawia stosowną laurkę kolejnej części Ukrytego dziedzictwa, pióra małżeństwa Gordon aka Ilony Andrews.

    Troszkę to podkolorowałam, bo jednak udało mi się zachować minimum rozsądku i odłożyć książkę, zanim faktycznie zza horyzontu zaczęło wyglądać słonko, co nie zmienia bynajmniej faktu, iż Biały Żar czytało się z zapartym tchem, bez chwili nudy oraz bez poczucia upływającego czasu. 

    Czy żałuję, że zarwałam noc? Absolutnie nie, było warto, nawet jeśli psiecko dało mi raptem jakieś 3 godziny, zanim zaczęło dawać dobitnie do zrozumienia, że dość tego wylegiwania i najwyższa pora pooglądać budzący się dopiero świat. Bynajmniej nie z balkonu, a krocząc po zroszonej rosą trawie. Ale, do brzegu. I jeszcze jedno - uprzedzam, że mogą pojawić się spojlery, zwłaszcza jeśli treść tomu pierwszego nie jest znana.

2024-06-09

Canavan Trudi - Klątwa Kreatorów


Tytuł oryginalny: Maker’s Curse
Seria: Prawo Millenium (4)
Książka na LC
Jeśli miałabym jakoś określić swoją relację z twórczością Trudi Canavan, to chyba najlepszym sformułowaniem by było "to skomplikowane". Gdy całe eony temu (prawie 20 lat temu) po raz pierwszy zetknęłam się z tą pisarką - przepadłam. Trylogia Czarnego Maga to było wtedy dla mnie coś wspaniałego i... chyba najprościej ująć to w ten sposób: dalej poszło już samo.

    Cały cykl kyraliański (czyli dwie trylogie + prequel), Era pięciorga, antologia, Prawo Millenium... każdą pozycję musiałam dorwać, obwąchać, umieścić na półce (ewentualnie złożyć na stosie sssskarbów i rozłożyć się na nich niczym najprawdziwszy smok). Inaczej rzecz ujmując, Canavan wielbiłam. Przynajmniej na początku, potem brałam jej książki już dla zasady; nie jestem pewna, dlaczego się uparłam, żeby mieć je wszystkie. Zwłaszcza że doskonale pamiętam, że trafił się moment, w którym uznałam, iż cała twórczość Trudi robi się najzwyczajniej w świecie wtórna. Że Australijka zaczyna pożerać własny ogon - niby nowe historie, nowe światy, a jednak - w kółko to samo, choć w teorii w nowym wydaniu.

    I ostatecznie zaowocowało to tym, że do Klątwy kreatorów bardzo mi się nie spieszyło; aż specjalnie sprawdziłam datę wydania w stopce - 2020 rok. Czyli 4 lata leżenia odłogiem, zanim spojrzałam na książkę łaskawszym okiem. Nie powiem, mam bardzo mieszane odczucia - z jednej strony wciąż mam wyryte w pamięci, co sądziłam o Canavan, z drugiej... z drugiej nie mogę powiedzieć, że Klątwa mnie zmęczyła i przyprawiła o ciągłe ziewanie. Szok i niedowierzanie.