2025-10-20

Świątkowski Marcin - Synastria


Tytuł oryginalny: -
Seria: -
Książka na LC
Ocena: 7/10
Wydawnictwo: SQN
Tłumaczenie: -
Redakcja: Magdalena Świerczek-Gryboś
Korekta: Sandra Popławska, Julia Młodzińska
Data wydania: 2025
Data oryginalnego wydania: -
Narrator: trzecioosobowy



Nie byłam do końca przekonana, czy aby na pewno chcę sięgać po Synastrię - przyznaję to z ręką na sercu. Z twórczością autora zetknęłam się przy okazji tetralogii Psy Pana; tę zaś, zwłaszcza z perspektywy czasu, oceniam dość przeciętnie. Ma swoje plusy, ma też i minusy, doszłam też do wniosku, że niekoniecznie mi po drodze ze stylem autora, bo i tak przecież bywa. Toteż sądziłam, że na tym zakończyła się moja znajomość z twórczością tegoż pana i zdecydowanie pójdziemy każde w swoją stronę. Los jednak bywa wielce przewrotny.

   Synastrii bym nie zauważyła, bo i nie czekałam przecież na nią - ale i tak mi się objawiła na serwerze Fantastycznej Karczmy. Pomedytowałam nad okładką (wiem, nie ocenia się książki po tejże), pomedytowałam nad opisem... Jedno i drugie korespondowało z czymś w mej duszy, więc ostatecznie uznałam, że niech tam, dam autorowi kredyt zaufania. Tym bardziej że wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały jednotomówkę i obiecywały pieśń o czynie. Czy dostałam, co mi obiecano...?

   Dawno, dawno temu, w epoce krucjat, we Francji pleniła się herezja, wraz z nią magia. A tam, gdzie magia, muszą być i potwory... W takich czasach przyszło żyć Jerzemu z Montoliu, któremu, jako że był trzecim potomkiem swego ojca, w udziale przypadł los rycerza. Rycerza nie byle jakiego, bo samo uzbrojenie i umiejętność machania żelastwem o niczym nie świadczy - jeszcze potrzebna odpowiednia edukacja i wpojenie rycerskiego etosu. I tak się złożyło, że w końcu przeznaczenie rzuciło mu do stóp ważkie zadanie - by ocalić wiarę katharoi, musi odeskortować przyjaciela z lat dziecięcych, który stał się ostatnią nadzieją tej religii. Oczywiście łatwo być nie może - na wędrowców czyha wiele niebezpieczeństw...

   Zanim przejdę do właściwego omawiania tekstu - z tego miejsca przede wszystkim chcę pogratulować i pochylić czoła przed autorem. Obiecał pieśń? Dostałam pieśń, wyjętą rodem ze średniowiecza. Gdybym nie wiedziała, to bym chyba wyśmiała każdego twierdzącego, że tę książkę napisał Świątkowski - styl, który zdążyłam poznać, został bardzo głęboko schowany, ustępując pola narracji rodem z Pieśni o Rolandzie. Innymi słowy mówiąc - Synastria nie tylko opowiada historię osadzoną w średniowiecznych realiach, ona wydaje się być ich esencją. Nie powiem, że jest, bo historyk ze mnie żaden, literatury średniowiecza nie znam aż tak dobrze, no i mam świadomość, że dosłowne odtworzenie ducha tamtych czasów jest praktycznie niemożliwe, jeśli się chce, by czytelnicy zrozumieli, co w zasadzie czytają. Z której strony by nie patrzeć, język od tamtych czasów miał setki lat na ewolucję i pogrzebanie wielu, ówcześnie używanych, słów. Niemniej, moim skromnym zdaniem, autorowi udało się stworzyć coś, czego we współczesnej literaturze raczej próżno szukać. A przynajmniej mi nic takiego w oczy się nie raczyło rzucić. A przechodząc do meritum...?

   Otrzymujemy historię, która toczy się dość powoli, a przynajmniej takie odnosi się wrażenie - niestety to jest minus zastosowanego typu narracji. Wedle LC (dysponuję e-bookiem, więc nie porównam), Synastria mieści się na ~600 stronach i jest podzielona na 5 części, z czego pierwsza jest właściwie preludium do właściwej fabuły. W niej poznajemy szczenięce lata Jerzego z Montoliu, poznajemy również Guya, który w późniejszych latach okazuje się być nadzieją katharoi. Pozostałe 4 części to wędrówka. Droga przez francuskie szlaki, miłość, zdradę, zazdrość i wyroki gwiazd. Mam wrażenie, że tutaj można odnaleźć wszystkie te elementy, które z miejsca nasuwają się w chwili, gdy myśli się o historiach snutych w czasach średniowiecza - bo oto ważną rolę (jakżeby inaczej) pełni tu religia i rycerski honor, a magia jest znacznie bliższa dawnym alchemikom niż klasycznym magom, jacy z reguły przewijają się przez historie osadzone w konwencji fantasy. Innymi słowy mówiąc, jeśli ktoś, znając Psy Pana oczekuje czegoś podobnego, czegoś, co da się wchłonąć na jedno posiedzenie, to prawdopodobnie się zawiedzie. Mimo tego, że doceniam oddanie ducha minionych wieków, to nie byłam w stanie przeczytać książki z marszu.

   Świat przedstawiony jest tak bliski realiom, jak tylko może być. Sprawdziłam to i owo - w istocie pojawiają się tu nazwiska osób, które faktycznie kiedyś żyły, zgadzają się również wydarzenia, takie jak rzeź w Montsegur czy Bezier. Fantastyka zatem nie wylewa się tu z każdej strony; jest dawkowana nader oszczędnie, na tyle, że w pewnym momencie westchnęłam i skonstatowałam, iż Jerzemu brakuje tylko białych włosów i srebrnego miecza do pary. I trochę innego charakteru, ale to już szczegół. Ale - nie jest to nic, czego nie należałoby się spodziewać w tekście, który naprawdę mocno został zakorzeniony w średniowieczu. Podoba mi się też, że każdy rozdział zaczyna się od wzmianki odnośnie tego, co dzieje się na niebie - ruchy planet determinują trudności, z jakimi stykają się bohaterowie.

   Postaci przez karty powieści przewija się... no, trochę, niemniej historia zaczyna się od Jerzego i Guya oraz na nich się kończy. Później pojawia się i Laura, trzecia postać z okładki - i mimo iż na niej widnieją właśnie te trzy osoby, to ostatecznie pierwsze skrzypce gra tu Jerzy. To jest pieśń o nim, reszta stanowi tło. Siłą rzeczy, jego postać jest tu najmocniej zarysowana i... zdecydowanie nie można powiedzieć, że jest ideałem. Ma swoje słabe strony, stara się też postępować zgodnie z naukami, jakie mu wtłoczono do łepetyny - w pewnym sensie, niedostatki fizyczne i niedobory sprytu (nie twierdzę, że jest skończonym głupcem - po prostu brakuje mu pewnej przebiegłości) nadrabia kompasem moralnym. A że tak się złożyło, że z bohaterem mam coś wspólnego, to tylko tym bardziej z nim sympatyzuję. Guy, kapłan katharoi, jest natomiast prawdopodobnie ostatnią osobą, która powinna zostać obarczona brzemieniem ocalenia wiary; wystarczy tylko spojrzeć na szczeniackie lata, jak potrafił się wówczas zachowywać. Nie, ludzie się nie zmieniają, nie aż tak bardzo. A Laura... na swój sposób potężna magiczka, ale sama moc, możliwości, jakie może mieć, nie przesądzają o wszystkim. Znów - jest kolejną postacią, obarczoną wadami, nie zaś idealnym tworem. Wedle opisu książki, można się w tej trójce dopatrywać odbicia Artura, Lancelota i Ginewry; czy zaś faktycznie są ich następcami? Być może legendy Okrągłego Stołu zbyt mocno mi się zatarły w pamięci, w każdym razie dość trudno mi odnaleźć echa ich poprzedników. Jednakże, co najważniejsze - są bardzo ludzcy.

   Miałam napisać, że próżno tu szukać Avalonu - ale może jednak jest? Interpretacje potrafią spaść z opóźnieniem - niemniej nie śmiem tu stwierdzać, że tak, jak najbardziej go odnajdziemy i jest nim takie i takie miejsce. Natomiast mogę stwierdzić, że nie brakuje tu mistycznych wręcz miejsc i wydarzeń, godnych właśnie arturiańskich legend - pod tym względem moje serduszko zostało rozpieszczone.

   Jak podsumować, jak ocenić? Mam z tym problem, zwłaszcza z drugą częścią pytania. Styl, choć mistrzowski, sprawia, iż całość niestety się dłuży i chwilami idzie przysnąć. Historia - klasyczna podróż z celem, który ostatecznie znajduje się o wiele dalej niż można było sądzić na początku. Ale obnażone są ludzkie słabości, nie mamy tu do czynienia z chodzącymi ideałami, na widok których wszystkim z miejsca dookoła powinny zmięknąć nogi, a majtki fruwać w powietrzu. Jak na moje gusta - Synastria jest udanym pochwyceniem średniowiecznych opowieści, lecz zdecydowanie nie będzie pozycją dla każdego. Poetycka wręcz stylistyka jest bardzo daleka od wartkiej akcji, wymaga też większego skupienia, by nie pogubić wątków i nie pomieszać postaci (co nie jest łatwe - chociażby Rajmundów jest bez liku...). Najważniejsze jednak, że nie żałuję, iż dałam autorowi kredyt zaufania - bo mimo wszystko jest to lektura dość odświeżająca, w porównaniu do wszystkiego, z czym zazwyczaj mam do czynienia. I jeśli ktoś również potrzebuje przeniesienia w tak odległe czasy, to zdecydowanie mogę ją polecić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz