Są bajki i bajki... O ile Koreański koncert uczuć jest naiwną bajeczką bez większego polotu, umiejscowioną w prawdziwym świecie, tak Zagłada... Cóż, wystarczył mi jeden rzut okiem na opis książki i nazwisko autora, żeby po prostu wiedzieć.
Wszak już wcześniej Kingfisher wzięła na tapet baśnie i przekuła je w Pokrzywę i kość - ale w tym przypadku trudno mówić o konkretnej opowieści; ot, są pewne znane elementy, splatające się w jedno. Tutaj jednak pisarka wrzuciła na warsztat konkretną - myślę, że również i dość znaną - baśń braci Grimm, Gęsiareczkę. Oczywiście przy tej okazji odkopałam również i samą baśń (mam nadzieję, że posiadana wersja rzeczywiście jest bardzo bliska oryginału - nie ma to jak stare wydanie, niestety chociażby po Śpiącej królewnie widzę, że pewna cenzura i tak się wkradła), żeby odświeżyć pamięć i ocenić, jak bardzo Zagłada opiera się na pierwowzorze.
Cóż mogę rzec...? Duch baśni w pewnej części zdecydowanie został zachowany, a poza tym - nie będzie novum (przynajmniej dla tych, co już się przyglądali tej pozycji) stwierdzenie, iż jednocześnie ta historia zyskała sporo mroku. Tak, nie obyło się bez solidnego zamieszania w kotle i sięgnięcia po całkowicie niesłodkie przyprawy... Zainteresowani? To zapraszam do dalszej lektury!