2025-02-27

Hazelwood Ali - Bride


Tytuł oryginalny: -
Seria: Bride (1)
Książka na LC
Naprawdę, dosłownie niczego nie spodziewałam się po tejże pozycji (nie licząc dna i metra mułu), mając pełną świadomość tego, iż książka ta przynależy do Booktouru Złych Książek i jest pierwszą, której zaszczyt recenzowania mnie kopnął (czujne oko wyłapie, że przez moje łapki przewinęła się już pierwsza część Princesy, która też poszła w obieg - tak, tyle że to było czytane w ramach wakacyjnego pozbycia się godności, jakkolwiek by to nie brzmiało). I dobrze pamiętałam, co się działo na smutnoksiążkowym kanale na serwerze Fantastycznej Karczmy. A działo się... ciekawie.

   Tak że tak, to "ciekawie" spadło teraz i na mnie, powodując, iż mój mózg ewidentnie potracił szare komórki (co też woła o pomstę o nieba), bo zawieszał się, wybuchał i związywał się w węzeł (tak, celowe nawiązanie... dojdziemy do tego) raz po raz. A ja teraz tylko siedzę i nie potrafię dojść do tego, co zrobiłam ze swoim życiem, dlaczego naraziłam się na aż tak złą książkę (i dlaczego rośnie coraz większa kolejka wątpliwej jakości dzieł, które mają do mnie wpaść w odwiedziny) i za jakie grzechy wielu ktosiów uznało, że Bride zasługuje na jakąkolwiek nominację. I nagrodę. Choćby to nawet miała być jedynie nagroda na goodreads (Goodreads Choice Award); dalej już się nie odważyłam sprawdzać, czy jeszcze jakieś "medale" to-to zdobyło.

   Oby nie, bo już ta jedna to jest za dużo dla takiego dzieUa, które to nawet nie stało obok porządnej literatury. I, co ciekawe, nawet nie wyszło ze stajni "ulubionego" Niezwykłego; aż prawie zaskoczona jestem...

   Dodam tylko, że Ali Hazelwood to jest pseudonim, za którym kryje się PROFESOR neuroBIOLOGII (a do biologii w tym dzieUku jak najbardziej mam zarzuty) i Bride nie jest pierwszą książką autorki. A i tak, jestem całkiem pewna, że o tempora, o mores będzie całkiem często się przewijało - nawet jeśli nie w tej recenzji, to ogólnie przez cały booktour...

2025-02-16

Booktour Złych Książek

... BO TO ZŁA KSIĄŻKA BYŁA! A nawet zUa!

   Nie wiem, jak to się stało, nie pytajcie, naprawdę - dość, że od słowa do słowa zrodziła się idea zorganizowania mini booktouru, w którym w obieg zostaną puszczone książki naprawdę wątpliwej jakości. Takie pokroju osławionej (i niestety wciąż przez wiele osóbek wielbionej) Adelinki i innych guan, od czytania których włos na głowie po prostu się jeży, oczy wypływają, a mózg błaga o kąpiel w domestosie.

   Dlaczego to sobie robimy?

   Serio, nie wiem, nie mam pojęcia, dość, że robimy, ozdabiamy te pożalsięLuno książki (płacząc nad drzewami, które poszły na zmarnowanie - serio, szkoda papieru na te guana) znacznikami, muchomorkami i grzybkami (buzi dla naszego naczelnego Muchomorka! Dzięki niej mamy grzybkową armię) oraz komentarzami (a jak się w książce nie mieszczą - to na ratunek przychodzi cudowny notesik) i przy okazji powstają z tego recki, "wychwalające" te jakże "wiekopomne" dzieła, wołające o pomstę do nieba. Bo brak logiki, sensu, korekty, a pieczenie keksu to krindż godny pierdzionka przyklejonego SuperGlue. Opcjonalnie przyszytego białą nicią chirurgiczną. Aż sama chyba tracę umiejętność spójnego pisania, bo jak patrzę na te spisane do tej pory akapity, to powątpiewam w swoje umysłowe zdolności. I to solidnie powątpiewam.

   W każdym razie - jak kto ciekaw, to zapraszam do dalszej części tej notki, która jest niczym innym, jak swoistym spisem treści; miejscem, w którym zbieram recki, opinie (jak zwał, tak zwał) pozycji, które poszły w obieg...

Ostatnia aktualizacja: 2025-04-05

2025-02-10

Tojza Artur - Piekło kosmosu


Tytuł oryginalny: -
Seria: Hellspace (1)
Książka na LC
Powrót do rodzimego, książkowego "Marvela", nastąpił o wiele szybciej niż początkowo przypuszczałam. Jednocześnie przyszło wypłynąć na wody, których to zazwyczaj unikam, dobierając sobie lektury (dokładnie tak - szeroko pojęte sf nie jest czymś, na co się rzucam niczym Reksio na szynkę). Normalnie szaleństwo, można by rzec. Tyle że nie. A przynajmniej nie do końca.

   Piekło kosmosu nie jest bowiem moim pierwszym spotkaniem z twórczością Tojzy. I, podejrzewam, ostateczne rozstanie z Wojnami snu tak szybko nie nadejdzie. O co z nimi dokładnie chodzi - szerzej przedstawiam przy okazji recenzji Zajazdu pod Cnotliwą Sekutnicą; informacji w niej zawartych już nie planuję tu powtarzać. Powiem tylko, że tak jak Sekutnica była pierwszym krokiem wiodącym na ścieżkę tajemnic, tak Piekło jest początkiem ścieżki chaosu (i, z tego co widzę, również książkowym debiutem - całkiem udanym, moim zdaniem, choć oczywiście nie zabrakło tu potknięć). I całkiem trafnie zostało to nazwane, bo faktycznie chaos się dzieje...

   Nie dało się też nie uśmiechnąć na widok dedykacji dla forumowiczów z OGame (tak, grywało się kiedyś, o dziwo; stare, dobre czasy, kiedy nie bardzo mogło się wstawać gdzieś nad ranem, bo flota wracała, a pod bokiem czaił się chętny na jej zezłomowanie) i byłoby kłamstwem stwierdzenie, że nie odnajduję w tej pozycji ani grama ducha tejże gry. Bo owszem, skojarzenie ostatecznie nasunęło się nawet i bez dedykacji (co może nie powinno dziwić - według moich obserwacji wszelkie sf kręcą się wokół tego samego: planety, stacje kosmiczne, systemy; oczywiście mogę mieć wypaczony obraz, bo - jak wspomniałam - do sf się nie garnę) i generalnie moim zdaniem trudno jest uciec od mimowolnego łączenia z już znanymi dziełami, mające formę literacką, filmową czy może nawet grową.

   Niemniej - po lekturze tej pozycji nie narzekam. A jeśli już, to tylko troszeczkę...

Recenzja możliwa dzięki uprzejmości autora.

Wieści z ostatniej chwili (na moment pisania recenzji) - będzie POPRAWIONA wersja Piekła; szczegóły - KLIK. Ergo, recenzja dotyczy pierwszej wersji książki.